/szpital im.A. Grucy, Otwock/
Druga doba po osteotomii Ganza.
Wczoraj po całym dniu leżenia plackiem nie mogłam się doczekać kiedy zdejmą mi dziś dren i cewnik i pozwolą wykaraskać się z łóżka. Czekałam, czekałam, aż się doczekałam :-) Tak jak już wiedziałam, to był super moment. Tym razem czułam się już zaprawiona w boju i wyskoczyłam z łóżka raz dwa. Sama wiedziałam co robić i jak ustawić nogę. Jak to się mówi: trening czyni mistrza ;-) Rano z rehabilitantem zrobiłam tylko kilka kroczków - na więcej nie pozwolił. Za to teraz wieczorkiem poszłam na całość i pomaszerowałam korytarzem do sióstr. Od razu poczułam się lepiej. Jak to się mówi poczułam power! Ostro zabieram się do roboty, bo jutro wieczorem mam w planie raz dwa przejść schody żeby w piątek zjeść obiad we własnym domu. Dobry plan :-)
W wolnych chwilach (a jest ich wiele) leżę i porównuję prawą i lewą nogę - jak przez to przechodziły. Szybko nasuwa się myśl, że tym razem, drugim razem wszystko jest prostsze. I to nie tylko moje zdanie, ale osób które są przy mnie i mają oko na to co się dzieje. Ból porównywalnie jest taki sam, ale łatwiej sobie z nim poradzić, większość rzeczy jest przewidywalna, psychicznie jest wiele łatwiej. I oby było tak dalej.
Jedynie dłużej pisać jest trudno, bo noga zaczyna rwać. Podobnie jak było przy prawej nodze boli również kolano.
Kilka słów o operacji.
Tym razem od samego początku do końca byłam w pełni świadoma. Zero ogłupiacza. Nie denerwowałam się tak jak pół roku temu, świadomość tego, że leżę na wąskim operacyjnym stole a w oczy zaglądają mi zielone stworki w maskach na twarzach ;-) uspokajała świadomość, że jest ze mną ktoś jeszcze... też w przebraniu zielonego stworka - moja kochana siostra. Teraz już mogę zdradzić ową tajemnicę :-) Karolina, moja młodsza siostra asystowała profesorowi Czubakowi podczas całego zabiegu. To ona była moją ostoją spokoju. Opowiadała na bieżąco co jest grane, kiedy w ruch szła piła a kiedy dłuto. Kiedy pod koniec zabiegu znieczulenie zaczęło odpuszczać trzymała mnie za rękę i mówiła:
jeszcze sekundka, jeszcze moment, wytrzymaj, już szyjemy mięsień, ooo, fioletowe nici, a teraz już szyjemy skórę, już prawie, bądź dzielna - i byłam. Nie posiadałam się ze szczęścia, że moja młodsza siostra była wtedy tuż obok. Później zwiozła mnie na salę pooperacyjną, mimo zmęczenia tkwiła przy moim łóżku sprawdzając czy wszystko w porządku. Trochę się o mnie martwiła, bo podczas operacji straciłam sporo krwi. Ale moja zimna krew, którą wytoczyłam z żył w stacji krwiodawstwa tydzień temu raz dwa została wtłoczona z powrotem. Teraz z każdą chwilką jest lepiej. A będzie jeszcze lepiej!
Z całego serducha jestem wdzięczna i zobowiązana wspaniałym lekarzom, którzy wykonali super robotę, kochanym siostrom, które wkładają mnóstwo ciepła w opiekę nad nami, mojej niezastąpionej i niezmordowanej mamie, która nie odstępuje mnie na krok i mojej dzielnej siostrze :-)
Nie sposób nie wspomnieć o fantastycznych dziewczynach z którymi leżę na sali. część z nich z uśmiechem od ucha do ucha wyszła dziś do domu. Czasem mam wrażenie, że jestem tu jak w jednej wielkiej uśmiechniętej rodzince ;-)
Blogowiczom, znajomym, przyjaciołom - serdeczne dzięki za życzenia powrotu do zdrowia, ciepłe słowa i dobre fluidy :-) Dziękuję!