środa, 13 maja 2009

13.V.2009 Klamka zapadła - 25 maja pod nóż

/mieszkanie/

Wątpliwości, zmartwienia, niewiadome - dziś wszystko ułożyło się w jedną całość i zabrzmiało jednoznacznie: trzeba operować. Z jednej strony byłam na to przygotowana już od roku, ale ostatnio łudziłam się myślą, że może jednak nie... Gdzieś tliła się mała nadzieja, że skoro lewe biodro nie boli to jeszcze nie pora aby je kroić. Porównywalnie, teraz ból w lewym jest taki, jaki towarzyszył mi w prawej nodze 12 lat temu. Jednak RTG wyraźnie pokazuje, że zwlekanie z decyzją czy odkładanie jej na później nie jest dobrym pomysłem. Profesor na spotkaniu porównał RTG z października 2008 oraz obecny świeżutki rentgen i pokazał mi (początkowo niewidoczne dla mnie) zmiany. Mówię tu o negatywnych zmianach w lewym, nieoperowanym biodrze. To co dla laika niewidoczne dla wprawnego lekarza było oczywiste. Kiedy zapytałam ile jeszcze wytrzyma lewe biodro, zważywszy, że teraz w ogóle nie boli - odpowiedział: może tydzień, może rok, nie wiadomo ile, ale wiadome jest, to, że w każdej chwili może ulec zwichnięciu. Teraz, w czasie kiedy biodro nie boli jest idealny moment na osteotomię. Wynik operacji będzie bardzo dobry. O wiele lepszy i pewniejszy na przyszłość niż w porównaniu do prawego biodra, które było operowane na tzw. ostatni moment, kiedy mocno bolało i były w nim już spore zmiany zwyrodnieniowe. Argumenty profesora były tak jasne i klarowne, że przestałam kombinować jak tu uniknąć operacji czy odsunąć ją w czasie. Zrozumiałam, że "odbębnienie" tego teraz zapewni mi komfort na długi długi czas w przyszłości, a może nawet pozbawi mnie problemu bioder do końca życia.
Profesor zaproponował mi nawet abym wskoczyła na stół już 18 czerwca, bo być może będzie miał "okienko", ale finalnie pozostaliśmy przy pierwotnym planie, czyli przyjęcie do szpitala 21 maja, natomiast termin operacji to 25 maja, po godzinie 15.

A więc wszystko wiadomo. Jutro przed południem jadę oddać drugi worek swojej krwi. Przygotowuję się i nastawiam psychicznie na "powtórkę z rozrywki". Bardzo chciałabym aby ten drugi raz był łatwiejszy, szybszy i mniej stresujący. I mam nadzieję, że tak będzie. Aczkolwiek wiem, że strach towarzyszy w takich momentach chyba każdemu, niezależnie od tego ile razy przechodził przez takie czy podobne doświadczenia.

Jutro wieczorem, po autotransfuzji, wyjeżdżamy do rodziców na Śląsk. Oczywiście zabieramy ze sobą Maciusia :-) Mam nadzieję, że po oddaniu krwi będę się czuła nieźle i dam radę przejechać 400 km za kółkiem... Chyba jeszcze o tym nie pisałam, ale mojemu kochanemu mężczyźnie jakiś czas temu źli policjanci odebrali prawo jady za niedozwoloną jazdę motocyklem na jednym kole w centrum Warszawy ;-) tak więc obecnie tylko ja jestem kierowcą... 20 maja (dzień przed pójściem do szpitala) Tomek zdaje ponownie egzamin. I oby zdał, bo jak nie to będziemy kompletnie uziemieni! ;-)
Ot i tyle na dzisiaj pisania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.