piątek, 19 lutego 2010

18.II.2010 Wreszcie coś dla odmiany

/mieszkanie/

Rano rozczarowanie. Ustawione miesiąc temu w telefonie przypomnienie kazało zwlec mi się z łóżka (bagatela przed południem) i zaklepać od dawna wyczekiwane bilety na Madame Butterfly w Operze Narodowej. Sprzedaż uruchomiona została zaledwie o 9.00 rano...  (nadal tego nie pojmuję ale) o godz. 12 z minutami biletów już brak! A tak mi zależało! Dyrygować miał sam Placido Domingo! Wściekła byłam pewna, że ten dzień będzie kolejnym dniem do kitu...
Miło się pomyliłam. Dzień jak najbardziej zaliczyłam do udanych. Załatwiłam kilka istotnych spraw, odebrałam 10 tysięcy telefonów od klientów (to mi mówi że wiosna i sezon tuż tuż) a wieczorem skoczyłam na basen. Dawno mnie tam nie było (za to ostatnio zaliczyłam udane lodowisko). To było fantastyczne posunięcie. Przed momentem pod prysznicem z zaskoczeniem zauważyłam brak bólu w biodrze i lewym kolanie (a przez 2 dni działo się w nim coś na wzór zapalania przyczepu rzepki). Dziś pierwszy raz od bardzo dawna czułam się w miarę wypoczęta (w końcu spałam 12 godzin!)
Czekam co przyniesie jutro. Dzień zaczynam od fizjoterapii. To będzie dobry dzień. To musi być dobry dzień :)

















foto: net

piątek, 12 lutego 2010

11.II.2010 Nie daje zapomnieć...

/rodzinny dom/

Jestem u rodziców. Już tydzień. Z siostrą i Patką. Wszyscy latamy za małą i ledwo żyjemy. To chyba najbardziej energiczne dziecko jakie w życiu widziałam. Co dzień zadaje sobie pytanie - jak moja siostra to robi? Jak daje radę pogodzić tyle obowiązków? Pracę, studia, utrzymanie domu, i ten mały pożerający wszystkie pokłady sił i czasu wampirek...

Nie mam pojęcia! Ja poległabym po mniej niż tygodniu. Przez ostatnie dni budowałam z siostrzenicą iglo, próbowałam dogadać się z naszym architektem (.. tu wciąż jestem w ciemnym lesie), zaliczyłam dentystę (tu wszystko jest łatwiejsze, szybsze i przyjemniejsze w organizacji niż w stolicy), wizytę u mojego tatuażysty, bieliźniarskie zakupy, odwiedziny u przyjaciółki, zdjęcie RTG czaszki.... tak.. i tu nastąpiło zdziwienie... moja czaszka nieco odbiega od standardów. Jak się przekonałam mam tylko jedną zatokę czołową.. druga się nie wykształciła... Ups.. to nasuwa mi tylko jedną obawę.. czy ten feler nie będzie kłopotem podczas nurkowań? Czy z tego tytułu zdołam pokonać barierę 7 metrów na jednym wdechu? Martwię się, że jej brak może odbić się na kłopocie z wyrównaniem ciśnienia śródczaszkowego pod wodą.. nie wiem.. chciałabym jak najszybciej to sprawdzić w jakiś ciepłych wodach.. Najlepiej już jutro. Tak..znów pogrążam się w marzeniach!
Póki co to prawdziwe marzenia.. bo moja prawa noga dzień w dzień, noc w noc nie pozwala mi zapomnieć o tym, że ją mam.. :-( Bez mojego fizjoterapeuty jestem jak rozlana klucha. Za długo gotowana, beznadziejna, która już sama nie wie gdzie góra, gdzie dół, jak stać, a jak leżeć. Zasypiam z bólem, wstaję z bólem.. I czasem zastanawiam się, dlaczego to już mnie nie dziwi. Wiem,że za tydzień, kiedy zobaczę się z P.Piotrem on znów zdejmie ból i będzie łatwiej, lepiej, znów zacznie chcieć się żyć. Bo dziś... dziś nawet wole o tym nie myśleć.