poniedziałek, 31 maja 2010

30.V.2010 Na Mariensztacie

/miasto/

Weekend spędzam na motorze, rowerze i Mariensztacie. Z książką pod pachą słucham recitalu fortepianowego. Pogrążam się w myślach o odległym miejscu na ziemi. Czytam, pochłaniam książkę. Jest z goła inna od tych, którymi zaczytywałam się ostatnio. To dokument Jon'a Krakauer'a "Wszystko za Everest". Zachłannie sczytuję każdą literę z przypominających notatnik stron. Znów myślę o Nepalu, Kathmandu, Everest i moim przyjacielu Sagarze, który stamtąd pochodzi. Przez lata kiedy się znamy za każdym razem wiele opowiadał mi o swojej dalekiej ojczyźnie. Pod wpływem książki znowu odżywa moje marzenie, aby wspiąć się pod obóz bazowy Czomolungmy i zobaczyć ją w całej krasie. Pojechać do Kathmandu... Kiedyś obiecałam sobie, że na własne oczy - nie z opowieści i zdjęć - docenię piękno najwyżej położonego kraju świata.Teraz, częściowo za sprawą przypadku marzenie staje się bliższe niż kiedykolwiek... Jeśli dopisze szczęście i los pozwoli..... poznam rodzinne miasto Sagara zamieszkując na jakiś czas w jego domu w sercu Himalajów.. Jeśli los pozwoli.. jeszcze w tym roku.... :-)












































foto: net

czwartek, 27 maja 2010

26.V.2010 Tuż przed wykładem prof. J. Czubaka

/mieszkanie/

Kończę przygotowania do jutrzejszego dnia. Wielkiego dnia dla Fundacji BIODERKO. Na stole leżą wszystkie gadżety które muszę jutro mieć pod ręką, ostatnie plakaty informacyjne, taśma klejąca, kilka taśm ;-) "cegiełki", puszki na datki, plan zapowiedzi prelegenta, kamera, statyw i kilka innych drobiazgów. Nie ukrywam, że nieco się denerwuję... Tym czy wszystko pójdzie jak po maśle i będą powody do radości i dumy.. czy coś mnie niemile zaskoczy...
A cóż takiego ma się wydarzyć? Nic ostatnio nie pisałam więc o tym nie wspominałam. Może bez zbędnych słów, bo zmęczenie całym tygodniem daje mi o sobie znać. Jutrzejszy dzień zobrazuję poniższym plakatem :-)
Oczywiście... serdecznie zapraszam! Bądźcie z nami jutro!


czwartek, 20 maja 2010

20.V.2010 Co Słychać?

Niby takie banalne pytanie. Hm.. w ogromnym skrócie ostatniego tygodnia mogę powiedzieć tak:
Miałam swoją pierwszą kontrolę motocyklową naturalnie bez dokumentów bo ich nie posiadam. Pan policjant okazał się fascynatą motocykli i motocyklistą. Tematów było mnóstwo.
Ostatnie dni spędzam na organizacji 2 fundacyjnych akcji - wykładzie prof. Czubaka dla studentów na AWF i warsztatach dla pacjentów w Bielsku Białej w połowie czerwca.
Mój szalony tata przyjechał do swoich rodziców a moich dziadków skosić trawę. Niby nic takiego. Tyle, że było to 400 km, na motocyklu, o 4 w nocy w strugach deszczu.
W tym samym czasie mój równie narwany pies -Yorkshire Terrier - rzucił się do gardła psu sąsiada. Niby nic.... A jednak.... Pies sąsiada to potężny dorosły owczarek niemiecki. Monti jest cały podziurawiony, poobijany, ale na szczęście nie połamany. W łapce wenflon, co dzień kroplówki, antybiotyki, opatrunki na rozharatanej łopatce, dren pod skórą, wyłamane zęby. Serce ściska. Dziś pół dnia spędziłam jadąc do niego i będąc z nim w klinice weterynaryjnej a drugie pół wracałam w korkach do Warszawy.
Znów "zabawiam się" z bólem barku, szyi i całej ręki. Dla odmiany coś do czego zaczynam się przyzwyczajać - towarzyszy mi zawsze ok 5 dni - tym razem zagnieździło się po prawej stronie. Są podejrzenia o zespół górnego otworu klatki piersiowej. Niezła nazwa? Nie wiem czemu mnie to nie dziwi. Czasem mam wrażenie, że powinno się mnie zwyczajnie dobić.
Dziś mój Tomasz obchodzi urodziny. Wracając a raczej usiłując wrócić do domu, po 2 godzinach w korku, porzuciłam samochód a Tomasz przejął mnie gdzieś w środku miejskiego bajzlu. Spędziliśmy wieczór na motorze w korkach warszawskich. Czemu? Bo Wisła stoi na wałach co wywołuje społeczną chęć parcia na ulice i gapienia się na to co też się wydarzy albo i nie wydarzy. Po 5 godzinach takiej paranoi sytuacja zaczyna irytować. O godz 21 były takie korki jakie widuje się w piątki o 18 na wylotach z miasta. Nie do wiary?
W ogródku piwnym na wale zjedliśmy po kiełbasie z grilla, na Starówce wypiliśmy latte. Przedtem zaliczyliśmy mandat na najniższą z możliwych kar w wysokości 300 zł + 6 punktów karnych. Słabo?
Wczoraj na saunie dowiedzieliśmy się, że w czerwcu lecimy do Norwegii. Jakoś tak wyszło. Fiordy... Ah!

Jestem wypruta i marzę o wyspaniu się bez bólu w łapie. Jednak wiem, że po dzisiejszych kilku godzinach na motorze mogę o tym tylko marzyć. Zawsze są jednak prochy... jakaś alternatywa..

czwartek, 13 maja 2010

13.V.2010 Pogoń za dniem

/mieszkanie/

23.46
Biodro na jakiś czas odpuściło. Na jakiś czas, bo wiem, że długo w spokoju pożyć mi nie dane ;-)
Wykorzystuję ten czas najlepiej jak potrafię. W domu bywam tylko po to, żeby na szybko coś zjeść i przespać się w godzinach między 2 czy 3 a 9 rano. Latam na basen i saunę, trenuje bezdech do nieprzytomności (w przenośni i dosłownie), 2 razy w tygodniu zasuwam na angielski, pracuję nad organizacją wykładu prof. J. Czubaka dla studentów AWF z ramienia Fundacji Bioderko, ślęczę nad swoją inwestycją i walczę o nią z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad w Katowicach ;-) (extra zajęcie!) ; wieczorami po 22 wskakuje na motor i uczę się panować nad maszyną. Dziś też, w zasadzie za moment dosiadam czarnucha a w planie mam opanowanie przeciwskrętu i balans ciałem.
Pisząc dojadam jajo sadzone, wsuwam motocyklowe portki i lecę na opuszczony parking M1.
pa.

*****************************
02.25

Wróciłam z jazd.
Podsumowanie wieczoru wygląda w skrócie:

1) przeciwskręt - opanowany
2) jazda bez trzymanki (na razie po prostej) - opanowana
3) jazda na stojąco (prosta i w skrętach) - opanowana
4) ostre hamowanie hamulcem przednim i nożnym - 2 x gleba

w rachunków zysków i strat:
maksymalna frajda + spora dawka adrenaliny
+ 1 małe oparzenie (prawa łydka od rury wydechowej) + ok. 3 nowe sińce.




































było nieźle..... no i gleba!













foto: Tom, V.2010.

piątek, 7 maja 2010

07.V.2010 Bezludzie

/mieszkanie/

Rozsypałam i stłukłam donicę na balkonie. Wielką i ciężką, połamałam kwiaty, ziemia wysypała się na mnie, moje bose stopy, terakotę i wszędzie gdzie mogła. Chciałam ją podnieść i zawiesić na typowych balkonowych hakach. Chciałam coś zrobić i jak zwykle nie wyszło... Nic nie idzie jak trzeba. Godzinę wcześniej wydałam ostatnie, nawet już nie swoje pieniądze na ortodontę. A to nie koniec leczenia ale początek jakiś działań na plus z moimi zębiskami. Mam dość. Nic nie idzie po mojej myśli. Non stop ktoś dzwoni, czegoś ode mnie chce, o coś pyta, co czegoś namawia. Przestaję odbierać telefony. Męczą mnie ludzie. Najlepiej czuję się na dnie basenu kiedy zamykam oczy, nic nie widzę, dotyka mnie tylko zewsząd woda. Dźwięki są wytłumione. Gdybym tylko mogła pozbyć się tych ludzi w wodzie.... Być sama w miejscu bezludnym...
















foto: net

06.V.2010 Prośba

/mieszkanie/

Znów wróciłam do domu praktycznie o północy. Wchodząc do mieszkania a raczej wlokąc się po schodach z ciężkim jak pięć pustaków laptopem na ramieniu marzyłam, żeby przestało boleć. Od pół godziny siedzę na sofie klikając i nadal marzę niezmiennie o tym samym. To moje zbuntowane prawe, nieznośne, upierdliwe, złośliwe, bezduszne, wredne, egoistyczne, nikczemne, obłudne, drańskie, perfidne, dokuczliwe, cyniczne, utrapione, świdrujące, zniewalające, zrzędliwe, kapryśne, natarczywe, marudne, nieprzewidywalne, gburowate i zołzowate biodro...

Proszę, przestań mi dokopywać. Dogadajmy się jakoś. Daj mi się nacieszyć dzisiejszym rekordem na basenie. Proszę.. czy proszę o tak wiele? Daj mi w miarę przespać noc i nie przypominaj o sobie do rana a może i dłużej... Wiem, że tam jesteś, tego nie da się zapomnieć. Więc daj mi spokój. Proszę.

















foto: net

czwartek, 6 maja 2010

05.V.2010 Nie stać w miejscu

/mieszkanie/

To już maj! Myślę jadąc mokrym świeżo umytym samochodem do domu. Uwielbiam kiedy podczas szybkiej jazdy kropelki wody spływają po krwistoczerwonym lakierze. Czas płynie niewiarygodnie szybko. Zanim się obejrzałam kolejne pół roku zostało gdzieś z tyłu. Minęły moje kolejne urodziny, nie dopatrzyłam się kolejnych zmarszczek, nie znalazłam na skroni siwego włosa ;-) Jakoś przeżyłam ten dzień. Mimo wcześniejszego kilkudniowego fatalnego nastroju pobyt z bliskimi pozwolił mi przychylniej spojrzeć na samą siebie. Urodzinowy czas minął w wyjątkowo ciepłej i rodzinnej atmosferze. Zostałam obdarowana wspaniałymi życzeniami, wśród których często przejawiało się życzenie spełnienia kolejnych celów i samorealizacji. Niech tak się dzieje! Przyjaciele, znajomi i rodzina zaskoczyli mnie także bardzo trafionymi i wzruszającymi prezentami :-) Rodzice i siostra "wysłali" nas z Tomaszem na kajakowy weekend na Mazury. Od momentu otrzymania tego prezentu nie myślę już o niczym innym i planuję wyjazd. Dziś w drodze na wieczorne zajęcia z angielskiego zdecydowałam, że weekendowy mazurski wyjazd rozszerzymy o kolejne 3 dni zahaczając o polskie morze. Ostatni raz nad Bałtykiem byłam jakieś 3 lata temu. Nigdy nie próbowałam w nim nurkować. Zmienię ten zwyczaj już za niecały miesiąc.
Co dzień staram się wypracować nić porozumienia z nieposłusznym biodrem. Raz jest z górki raz po górę. I już mnie to nie dziwi. Nie dziwi - nie znaczy, że nie martwi. Ale jakoś razem udaje nam się rozpoczynać i kończyć dzień we względnej zgodzie.
Dużo pracuję, także nad działaniami fundacyjnymi, dużo przebywam poza domem. Zaczęłam odkurzać  wiedzę nt. języka angielskiego, który zawsze był moja piętą achillesową. Wieczorami a w zasadzie nocami jeżdżę motocyklem po parkingach marketów i trenuję slalomy w podziemnych parkingach.W wolnych chwilach siedzę w wannie i nie oddycham, to samo robię siedząc na dnie basenu każdorazowo wzbudzając czujność znudzonych ratowników. Wanna: 03:24. Basen: 03:14. Jest co poprawiać. Cel: 04:00. Tak.... cel. Zdaje się, że nie potrafię żyć bez tego trzyliterowego słowa ;-) Nawet najmniejszy, najbardziej banalny, trudny, łatwiejszy, zwyklejszy i odległy - ale być musi. Bez niego motor nie działa, nie pracuje rytmicznie a rzęzi, szarpie i przypomina maszynę, która czeka na zezłomowanie. Cel. Nie każdy osiągam, to oczywiste - jak chociażby plany wyjazdu w sierpniu tego roku na nurkowanie do Indonezji, czy kurs nurkowy nitrox - niestety w tym roku nic z tego nie będzie :-( Czasem, z różnych przyczyn cele zostają odsunięte, czasem "zamrożone" na jakiś czas. Z tymi tak właśnie się stało. W zamian pojawiły się inne. Może mniej ekscytujące, a związane z rozwojem, edukacją, poszerzaniem horyzontów i inwestycją w dobre samopoczucie i zdrowie. Jest tez nutka szaleństwa - przecież bez tego nie dałabym rady ;-) - uprawnienia na motocykl!

PS. Po osiągnięciu celu wstrzymania oddechu na 4 minuty pod woda... szykuję sobie prezent-zachciankę ;-) Kolejny, drugi tatuaż. Bardzo związany z tym czym się w życiu kieruję i... na razie tyle. Najpierw trzeba zrealizować cel.