niedziela, 3 maja 2009

03.V.2009 Marsa el Alam fotoreportaż

I stało się!

....w urodzinowy ranek pływałam z gigantycznym zielonym żółwiem morskim. Był wspaniały!




Po długim czekaniu na ten piękny moment znów mogłam zanurzyć się w błękit i do woli póki starczyło sił buszować wśród koralowców, ławic ryb i nieziemskich stworzeń zamieszkujących rafę. Kocham to tak samo mocno jak narty :-) Tym razem miałam wspaniałą szansę pływania z niesamowitymi w swoim majestacie żółwiami morskimi. Największy z nich był mojej wielkości a przebywanie z nim w jednej chwili, nurkowanie i wynurzanie się na powierzchnię było czasem którego nigdy nie zapomnę i nie potrafię ująć w słowa.
Naturalnie nie wystarczyło nam eksplorowanie miejsc ogólnie dostępnych dla nurków więc zapuszczaliśmy się na zupełnie dzikie i nieuczęszczane rafy z dala od tłumów fascynatów podwodnego życia. Adrenalina towarzysząca podczas pływania na otwartym morzu w zupełnie odludnym miejscu wspaniale ładuje baterie :-) Poznałam kilka nowych morskich zwierzaków. Pokonałam też męczącą mnie do teraz barierę 4 metrów nurkowania na jednym oddechu. Chyba wzmocniłam płuca, opanowałam w większym stopniu wyrównywanie ciśnienia, wyciszanie się pod wodą i zwalnianie rytmu. Okazało się, że głębokość 6 metrów na jednym wdechu nie jest już problemem :-) Jeśli chcę być jak Jacques Mayol zostaje mi jeszcze wytrenowanie oddechu na kolejne 99 metrów ;-)
Jedyne czego żałuję, to że nie udało nam się zobaczyć rzadkiego dugonga, który żyje w zatoce w której nurkowaliśmy. Ten wyjątkowy ssak był celem naszej wyprawy dlatego dzień w dzień "czesaliśmy" dno zatoki z nadzieją na spotkanie bliższego stopnia. Podczas naszego pobytu dugong czyli tzw. krowa morska lub jak kto woli syrena obrósł w mit. Nie znaleźliśmy go i zaczęliśmy wątpić, że nadal mieszka w pobliżu. Jednak wiem, że jeszcze kiedyś go zobaczę :-)
Naturalnie przywiozłam z rafy kilka nowych pamiątek w postaci blizn po ostrych koralowcach i oparzeniach meduz. Ale takie pamiątki stały się już rutyną więc skrzętnie potraktowałam je jako naturalne. Trochę głupio się przyznać, ale nawet je polubiłam ;-) Nie ulega wątpliwości, że było warto. Miałam też małe starcie z metrowym żółwiem nerwusem, który poirytowany moją bliska obecnością szybką szarżą w moją stronę pokazał kto rządzi pod wodą ;-) Zważywszy na jego silne szczęki napędził mi stracha.
Codziennie nierozłączni z płetwami przemierzaliśmy co najmniej 2 kilometry słonej wody. Morze "wyrzucało" nas na brzeg dopiero wtedy gdy górna szczęka wraz z dolną zgrywały się melodyjnie w dźwięku który brzmiał jednoznacznie: "umieram z zimna! ;-)".
Zresztą, słowa nie są w stanie opisać wspaniałych i niepowtarzalnych uczuć i wrażeń. Szybciej zdjęciami zdołam przekazać to czego mogłam doświadczyć. Choć jak to statyczne zdjęcia - nie oddadzą pasji, dynamizmu i ulotności chwili.
Zapraszam do piękna podwodnego świata :-)

Dwie wspaniałe płaszczki - Bluesepotted stringray

Na wiosnę w Morzu Czerwonym roi się od meduz - Jellyfish

Wspaniały, niczym nie wzruszony, majestatyczny - Sea turtle

Moment wynurzania się z wody. Jego wielkie i potężne łapy robią wrażenie.

To stworzenie widziałam po raz pierwszy. Niestety jeszcze nie wiem
jak się nazywa. Trzyma się dna morskiego i jest dość zwinne.
Na zdjęciu towarzyszy mu ryba zwana Cornetfish
.

Uwielbiam to :-)

Podwodny taniec z żółwiem. Niezapomniane.


Znaleziony na 5 metrach zadziwiający głowonóg zwany Reef cuttlefish.

Wielka czerwona ośmiornica. Mało brakowało a dotknęłabym przez
przypadek jej wystających oczu. Podobno bardzo inteligentne.


Przyjemne chwile relaksu po nurkowaniach.

Maleńki krab ujęty w obiektywie prezentuje się jak ogromny
postrach plażowiczów ;-)


Magia rafy.

Wśród nurków z akwalungiem.

Wolność i niezależność.

Samotna i odważna, śmiało zerkała wprost w obiektyw.

Ostro w dół - one breath.

Wielki oszamiałający błękit

Niesustannie toczące się życie na rafie.

Cornetfish

Murena. Fantastyczna i trochę nieprzewidywalna. Wygrzewała
się w płytkiej ciepłej wodzie.


Nasze ulubione odludzie i fantastyczną rafą przypominającą
Blue Hole w Dahab. To miejsce zafundowało nam ogron adrenaliny.


Piękna i niebezpieczna Skrzydlica. Tym razem było ich bardzo niewiele.

Odpływ pozwalał oglądać wygrzewające się na odsłoniętej rafie kraby.

Fantastyczne formacje koralowców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.