piątek, 31 grudnia 2010

31.XII.2010 Stary-Nowy

/Stary-Nowy Rok/

Koniec roku to zwykle czas podsumowań. Swoisty rachunek sumienia. Zrobiłam - nie zrobiłam, uzyskałam - nie uzyskałam, osiągnęłam - nie osiągnęłam, zasłużyłam - nie zasłużyłam... i Tak dalej, i tak dalej.... Za tym zwykle idzie lista z postanowieniami na ten Nowy, jakże inny Rok. Mimo, że Sylwestra spędzam w domowym zaciszu, z dala od ludzi, zgiełku i fajerwerków, mam mnóstwo czasu i spokojna głowę - nie podsumowuję. Dlaczego? Bo cały poprzedni rok, wraz z wszystkimi blaskami i cieniami był wspaniałym, obfitującym w wyjątkowe momenty rokiem. I jestem pewna, że kolejny, który nadchodzi będzie bogaty w podobne pozytywy. Z czego najbardziej się cieszę? Z wspaniale wywalczonej "swojej nogi". Swojej starej poczciwej nogi, która gdyby nie ciężka praca oraz spontaniczny zbieg okoliczności, we wrześniu tego roku zostałaby zastąpiona protezą. Życie pisze nam niesamowite scenariusze. Daje nieopisany wachlarz możliwości. Czy jesteśmy na tyle odważni by czerpać z tego i wybierać to co dla nas najlepsze? Uparcie dążyć do obranego sobie celu i czasem wbrew wszystkiemu zawalczyć o samego siebie?

Dziś, w zupełnym zaskoczeniu, w najpiękniejszym z możliwych momentów dostałam wyczekiwany piękny prezent. Przyjechała do mnie prosto z dalekiej Estonii MOJA monopłetwa. Moja własna, pierwsza monopłetwa :) Ręcznie wykonana, pod wymiar moich stóp, ze specjalnie dobranym kątem kalosza, o odpowiedniej sztywności, z dodatnią pływalnością, wspaniałym profilu. Mam wobec niej wielkie plany :) Ogromne :) Nie zdradzę ich otwarcie ;) Najpierw czeka nas mnóstwo ciężkiej pracy i wiele, wiele godzin spędzonych w wodzie. Do marca musimy się zaprzyjaźnić, zżyć, tak abyśmy ja i mój ogonek tworzyły jedną zgraną i precyzyjnie skomponowaną całość :)

Czy można to uznać za noworoczne plany? :) Pewnie można :)

Wszystkim w tym nadchodzącym Roku, życzę mnóstwa odwagi by realizować swoje pasje :)


środa, 22 grudnia 2010

21.XII.2010 "Chcę!"

/dom rodzinny/

Od dłuższego czasu żyję zupełnie innym rytmem. W zasadzie większość zmian miała miejsce jeszcze przed zawodami... Zawody. Tak, to krótkie słowo niosące wiele odwagi, nowości i pracy którą włożyłam w swoje ciało. Jakiś czas temu za namowami znajomych freediverów zdecydowałam się jako zupełna nowicjuszka wziąć udział w międzynarodowych basenowych zawodach we freedivingu - dyscyplinie tak rzadkiej i pięknej, że prędzej czy później musiałam dać się jej pochłonąć. Od podjęcia decyzji a tym samym rozpoczęcia treningów do startu w zawodach miałam 2 tygodnie. Gdzieś w środku dopadła mnie choroba z wysoką gorączką. Spięłam się, wystartowałam a chorobę leczę nadal ;) W wolnych chwilach....
To były moje pierwsze "dorosłe" zawody. Wcześniej jako dzieciak startowałam czasem w zawodach narciarskich, ale to dawne, stare zapomniane już czasy. Tych - bałam się zwyczajnie... Bałam się, żeby nie zawieść drużyny (zawody polegały min. na starcie w 3-osobowych teamach); truchlałam na myśl o tym, że w każdej najmniej spodziewanej chwili biodro powie "basta"; bałam się porażki, konfrontacji z tytanami tego sportu, znanymi międzynarodowymi nazwiskami, które wzbudzają szacunek i są niewątpliwie perełkami. Mimo strachu i tysiącu obaw wystartowałam. Mimo kiepskiego przygotowania zrobiłam 2 życiówki a jedną wyrównałam. Najbardziej dumna byłam z dynamiki w płetwach, bo w tej dyscyplinie czuję się najpewniej. Osiągnięte 100 metrów na zatrzymanym oddechu pod wodą sprawiło mi nieopisaną radość i wywołało wilczy apetyt na kolejne metry. Rekord Polski w tej dyscyplinie wynosi 150 m. Nie będę pisać co chodzi mi po głowie....
Zawody, niewątpliwa przygoda z jaką zupełnie spontanicznie się spotkałam dała mi dużo energii. Wreszcie po bardzo długim czasie utożsamiania się z chorą osobą, inwalidą, kimś kto nigdy nie będzie miał już zdrowych bioder poczułam, że to nieprawda. Spróbowałam i bez wstydu stanęłam na starcie ze zdrowymi sportowcami, ludźmi, którzy niejednokrotnie pływają całe życie. Bardzo trudno było mi wyrzucić z głowy schemat: "jesteś chora, inna, gorsza i wielokrotnie "pokrojona", twoje kości, a także struktury mięśniowe nigdy już nie będą prawidłowe ani zdrowe". Zastąpienie go sloganem: "Poradzisz sobie! Jesteś twarda, ambitna, i możesz równać się z herosami zdrowia" było szalenie trudną walką. Dużo trudniejszą niż ta finalna w wodzie o każdy metr.
Ale..... wszystko jest w naszych głowach! Tak, kiedyś chyba już to napisałam :) To od nas zależy co jesteśmy w stanie pokonać, o co zawalczyć i co zdobyć. Wiara nas samych w siebie decyduje o zwycięstwie czy porażce którą odnosimy. Tak samo jest we freedivingu - to jak bardzo jesteśmy ze sobą w zgodzie, jak mocno potrafimy się skupić na zadaniu przy jednoczesnym wyciszeniu i zrelaksowaniu się i uwierzyć w siebie - to nas tworzy, kreuje i daje napęd albo go odbiera... Wszystko tkwi w naszej głowie. To ona pozwala osiągać niemożliwe. To, w jaki sposób myślimy o samym sobie, swoim otoczeniu, zamiarach, planach, to jak projektujemy naszą przyszłość, w jaki sposób o niej rozważamy... tym się stajemy, tym jesteśmy!

Wyjść poza swoje ciasne ramy, otworzyć szerzej oczy, wyciągnąć dalej ręce, wyważyć zamknięte drzwi, powiedzieć: "chcę" i sięgnąć po TO.