czwartek, 21 maja 2009

21.V.2009 Szpital - przyjęcie

/Szpital im. A. Grucy, Otwock/

Przyjechałam pod parking zdyszana, bo po drodze zdążyłam jeszcze na myjni w Otwocku umyć samochód (był brudny od skoszonej trawy). Przy okazji zmoczyłam sobie nogawki w spodniach! Do rejestracji weszłam punkt 9.15 (planowałam wcześniej ale umycie auta było dla mnie piorunująco ważne ;-) ) Patrzę - miliony ludzi. Matko! No to czeka mnie siedzenie tu co najmniej 2 godziny na starcie. Nie myliłam się. W punkcie rejestracji pani Lodowa Góra nadal dzierżyła berło władzy. Heheh, nie mogłam uwierzyć z jaką "gracją" beształa biednych pacjentów. Wiek nie miał znaczenia. Punkt 11.15 dostałam papiery przyjęcia do szpitala w dłoń i ruszyłam znajomym mi korytarzem na oddział IB. Znajomym, ale jednak innym - odświeżonym malowaniem :-) Uśmiechnęłam się po nosem: kto wie, co za nowości tu na mnie czekają? Na odziale tak jak ostatnio wesołe i kochane siostry raz dwa pobrały mi krew, standardowo odwiedziłam toaletę napełniając plastikowy pojemniczek i pobiegłam po RTG i EKG. Tu już było naprawdę szybko. Na konsylium lekarskie wchodziłam jakko jedna z ostatnich. Moje konsylium trwało dokładnie 3 minuty z zegarkiem na ręku ;-) Doktor nerwusek- jak go nazwałam zaprezentował szerokiej studenckiej (pewnie z medycyny, albo rehabilitacji) publiczności na sali sporą ruchomość prawego operowanego stawu, sekundę zajął się lewym i z radosną miną stwierdził, że lewe jest klasycznym przypadkiem dysplazji, które z automatu kwalifikuje się do zabiegu. Rachu ciachu i po strachu ;-) Jak to się mówi. Nie, nie, strachu nie było w żadnym momencie mojego wczorajszego pobytu w klinice. Naprawdę, aż sama dziwiłam się sobie jak lekko i bez nerwów do tego podeszłam. Wśród nierzadko wystraszonych tam ludzi byłam oazą spokoju, zagadywałam wielu z nich starając się rozładować napięcie. Poznałam kilka osób (w przeważajacej większości chłopaków po kontuzjach różnych części ciała) oraz Beatę, z którą od pewnego czasu poprzez min. bloga mam już kontakt. Beata została na oddziale, być może będziemy operowane w tym samym dniu! Hah, spodobała mi się ta myśl :-)
Po wszystkim dostałam przepustkę ze szpitala z jasną instrukcją na weekend. A mianowicie - dużo relaksu, odpoczynku i dobrej zabawy, w niedzielę duuuuuży i bardzo pożywny obiadek a o 16 powrót do szpitala na oddział. Od tej pory będę już "więźniem" oddziałowym ;-) Nie wypuszczą mnie już poza teren szpitala ;-)


foto: net

1 komentarz:

  1. Witam, parę miesięcy temu pisałam ci ze tez wybieram sie na operacje drugiego biodra, i tez w sumie mnie one nie bolało no ale trzeba było;)) Jutro minie miesiąc od mojej operacji i powiem ci ze nie ma porównania co do pierwszej prawego biodra z którym tez było źle i to by ostatni dzwonek...wiadomo strach jest ale nie masz sie co martwic,ja już po domu od tygodnia chodzę bez kul(troszkę kulejąc no bo to normalne)a tak z jedna kula jak gdzies dalej. noga nie boli tylko ten mięsień slaby, zaczęlam juz chodzic na rehabilitacje,gdyby nie ten mięsien to w ogóle nie czuję ze byłam na operacji...mysle ze u ciebie tez bedzie wszystko w porządku...takze nie martw się będzie wszystko dobrze,zyczę ci powodzenia i zeby wszystko sie udało:)) Czytałam ze masz 25 maja w poniedziałek,tez mialam w poniedzialek operacje popoludniu dopiero po 17ej mnie wzięli na stół, miałam operacje na górze,także tam zostałam na noc,rano mnie zwiezli,wtorek caly przeleżalam bo to jeszcze doby nie bylo po operacji,w środe wstalam porobiłam parę kroczków rano i popołudniu a w czwartek juz szlam na schody :) i w piatek do domku mnie wypisali także szybko poszło.....jeszcze raz powodzenia;))

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.