czwartek, 29 kwietnia 2010

29.IV.2010 Przez palce...

/mieszkanie/

Kombinuję nad usprawnieniem/ulepszeniem Forum Bioderko. Boli szyja od gapienia się w monitor. Kiepsko idzie.

Myślami krążę wokół zbliżającego się weekendu i z dosłownie wyobrażam sobie jak w feralny dzień moich kolejnych urodzin odkryję zapewne tysiąc nowych zmarszczek na twarzy i plagę siwiejących włosów... Kolejny rok zdaje się mi ciążyć jak nigdy dotąd. Być po trzydziestce... Kiedy miałam 9 lat i bawiłam się swoją lalką Fleur byłam pewna, że ludzie żyją tylko do 21, no góra 22 lat. Tak więc zdaje się, że jestem matuzalemem w obliczu tej "prawdy". Bez przerwy od kilku dni robię rachunek sumienia, przeżywam wszystkie swoje niepowodzenia, nieudane i niezrealizowane plany, dobija mnie kilka punktów na "liście do zrobienia" przy których wciąż nie ma haczyka...
Boję się, że nie zdążę.. Mam wrażenie, że czas ucieka bezlitościwie a ja zwyczajnie za nim nie nadążam...

Trawi mnie myśl, że żyję już ponad trzy dekady a nie zrobiłam w życiu nic z czego mogę być dumna, uśmiechnąć się sama do siebie i powiedzieć: "zrobiłam to!".
Nie ma takiej rzeczy.
To potwornie smutne.


















foto: net

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

25.IV.2010 A co jest zdrowe?

/mieszkanie/

Weekend spędziłam na motorze. Dokładniej rzecz ujmując na dwóch motorach. Tomka "szerszeniu" - jak go od wczoraj nazywa ;-) Oraz "moim" czarnuchu ;-) Mówię "moim" - bo na jakiś czas odziedziczyłam (do momentu sprzedaży) drugi motocykl Tomasza. Żebym mogła go dosiąść przeszedł nieco w garażu ;-) Biedak został dość drastycznie zdławiony. Ze 145 kM ostało mu się jeno jakieś 40. Obdarzyliśmy go też zgrabnymi gmolami dzięki którym (pomijam iż nieco gniotą w kolana), czuję komfort, że przy ewentualnym szlifie nie zniszczę motocykla ;-) Tfu, tfu, naturalnie go nie przewiduję! Czarnuch jest wielki i potwornie ciężki. Już samo postawienie go do pionu z podnóżka wywołuje krople potu na czole ;-) Na razie nie wyjeżdżam spoza placyku manewrowego, za który służy mi coś w rodzaju gigantycznej giełdy spożywczej. Żeby móc tam jeździć przekupiłam cieciów piwem. Ciiiiiicho! To tajemnica ;-) W każdym razie wrażenie panowania nad dwustukilogramową maszyną jest wyjątkowe!



foto: Tom

Biodro pozwoliło mi na dwa dni beztroskiej jazdy wzdłuż i wszerz po zakątkach Zalewu Zegrzyńskiego, Serocka i nie tylko. Ale pochwały i dziękowanie za to, że nie sprawia kłopotu obracają się przeciwko mnie, więc zdecydowanie zaprzestaję wyrażać się o nim w ciepłych słowach. To "złe biodro". Baaaardzo złe! I tego się będę trzymać.















 Tom i jego "szerszeń"

























foto: Katja

Po obejrzeniu dzisiejszych fotek znudzonego niedźwiadka z praskiego zoo wskoczyłam do wanny z myślą o biciu swojego rekordu w bezdechu. Ostatnio nie szło mi najlepiej. Nie mogłam powtórzyć wyniku z dwunastego marca - trzy minuty dziesięć sekund. Szlag mnie trafiał. Po 10 minutowym treningu regulacji oddechu i hiperwentylacji "wykręciłam" 03:24 min! Cieszyłam się jak dzieciak. Nic nie daje mi takiej radości jak przekraczanie kolejnych barier i pokonywanie przeszkód. Taka jest już moja konstrukcja. Niezdrowe? Etam!


Cieszący się słońcem bywalec warszawskiego zoo.












foto: Katja

piątek, 23 kwietnia 2010

22.IV.2010 So be it

/mieszkanie/

Jest dobrze. Ale może powinnam unikać tego pozytywnego słowa ;-) Biodro ma doskonały słuch!

Coś się zmienia, samoczynnie, może to z wiosną coś ewoluuje w moim codziennym życiu. Zapisałam się na kilka kursów, pojawiło się kilka nowych planów, rysują się nowe cele na horyzoncie.
Powoli, jakby pomaleńku zaczyna się jakiś nowy etap. Bardzo bym chciała aby tak było. Nie jestem stworzona do nudy, codziennej szarości. Rutyna? Nie chcę znać tego słowa. Wydaje mi się, że damy sobie radę. Że to "nowe" nawet jeśli będzie wiązało się z mocną przebudową dotychczasowego życia wyjdzie mi na dobre.

Spadł dziś grad. A może śnieg? Rzuciłam laptop (dosłownie runął na podłogę) i wybiegłam na balkon. Białe, zbite nierówne kuleczki padały w moje ręce. Z wielką przyjemnością i zdecydowanym zadowoleniem przysunęłam zimne okruchy do policzka. Nie da się ukryć, uwielbiam śnieg i to uczucie chłodu na twarzy. Mimo, że człowiek po długiej zimie marzy już o lecie, słońcu i ciepłu, śnieg kontakt ze śniegiem był wspaniałym przeżyciem.

Wszystko co się zdarza ma swój sens i znaczenie.















foto: net

piątek, 16 kwietnia 2010

15.IV.2010 Labrador

/23.30 miasto/

Z radia brzmi:
"Come
As you are
As you were
As I want you to be
As a friend
As a friend
As an old enemy
Take your time
Hurry up
The Choice is your
So don`t be late
Take a rest
As a friend
As an old memorie
memorie
memorie
memorie

Come
Dowsed in mud
Soaked in bleach
As I want you to be
As a trend
As a friend
As an old memorie
Memorie
Memorie
Memorie
..."


przejeżdżam trasą WZ pod zatłoczonym nawet w nocy w ostatnich dniach Starym Miastem.. Podkręcam głośniki. Wychowałam się na Cobain'ie. Wisła w nocy jest piękna. Przyciąga, jej zapach znam doskonale bo wychowałam się nad nią. Co roku jeździłam na nartach wodnych wśród jej niezliczonych wysp i łach. Mijając praski szpital rzucił mi się w oczy widok psa. To duży labrador o jasnym umaszczeniu. Mimo, że jechałam dość szybko wyraźnie widziałam, że psiak mocno kulał na jedną nogę. Skalał przy pasie zieleni w pobliżu drogi. Zelektryzowana wyłapuję jeszcze jego sylwetkę w bocznym lusterku. Zanim podjęłam decyzję zdążyłam już przeciąć Towarową. Nawracam na najbliższych światłach. Pędem kieruję się w przeciwnym kierunku. Objeżdżam sprytnie jednokierunkowymi drogami i parkuję dokładnie w miejscu gdzie jeszcze 2 minuty temu był pies. Serce wali mi jak młotem. Wyobrażam sobie te mądre i zarazem przerażone oczy, to że cierpi, prawdopodobnie nie tylko kuleje ale nie ma łapy. Jestem tego pewna. Chcę go znaleźć, zabrać go do lekarza i pomóc jak tylko się da. Boję się, że ktoś go porzucił, albo potrącił. W biegu zamknęłam samochód i z oczyma dookoła głowy szukam psiaka. Nigdzie go nie widzę! Idę coraz dalej. Ruch jest bardzo mały, dookoła nie ma ludzi.Martwię się coraz mocniej. Smutek ogarnia mnie z minuty na minutę coraz bardziej. Próbuję wyobrazić sobie jak zmieszczę tego wielkiego psiaka w moim małym dwuosobowym samochodzie. Jak przekonam go, żeby wsiadł, żeby był spokojny, żeby wyczuł, że chce mu pomóc? Ogarnia mnie przerażenie. Dochodzę do ciemnej bramy, wewnątrz widzę zapuszczone praskie podwórze. Kiedy mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności z łomoczącym sercem wchodzę w bramę. Na podwórzu znajduję trzy spacerujące psy. Jeden duży i wyglądający dość groźnie, dwa sporo mniejsze kundelki. Nie ma wśród nich "mojego" biedaka. Coraz bardziej panikuję. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie zawróciłam natychmiast, tylko straciłam, te 2-3 minuty. Zrozpaczona wsiadam w samochód. Powoli jeżdżę po okolicy rozglądając się w nadziei. Przyjęłam już do wiadomości, że nie znajdę go, że biedak pewnie błąka się gdzieś samotnie, cierpi i bardzo boi. Mam łzy w oczach. Kiedy zdecydowałam, że nic już nie wskóram i chciałam zawrócić okazało się, że znów znajduję się w jednokierunkowej ulicy i chcąc nie chcąc muszę jechać nią dalej gdzieś w głąb ciemnej Pragi. Szukając drogi i łapiąc orientację w terenie kątem oka zobaczyłam coś beżowego z ogonem!! To on! Mój kulawy pies! Labrador! Zaparkowałam, wyskoczyłam jak oparzona z samochodu pędząc w jego kierunku. Zwolniłam kroku widząc, że nie jestem tutaj sama.Para młodych ludzi spacerowała niedaleko z małym psem na smyczy. Zwolniłam mocno krok obserwując sytuację. Labrador na trzech nogach skakał tuż obok nich. Tak, nie myliłam się, pies nie ma jednej przedniej nogi. Zaczęłam przerabiać scenariusz: A może on nie jest sam i bez opieki? Może ci ludzie są jego opiekunami?
Stoję jak słup soli na środku ulicy i gapię się na psa. Tak! To ich pies! Boże! dziękuję! 
Nie mogę przestać się cieszyć. Tak bardzo, że łzy ściekają mi po policzku. Już nie muszę się bać, psiak ma się dobrze, obrazek na który patrzę uświadamia mi, że ma kochającą rodzinę a nawet małego łaciatego kumpla. Ach, kamień spada mi z serca i niemal słyszę jak dudni pod moimi stopami :-)



niedziela, 11 kwietnia 2010

10.IV.2010. Bez zbędnych słów

1. Lech Kaczyński, prezydent RP
2. Maria Kaczyńska, małżonka prezydenta RP
3. Ryszard Kaczorowski, były prezydent RP
4. Joanna Agacka-Indecka, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej
5. Ewa Bąkowska, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
6. gen. broni Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych
7. Krystyna Bochenek, wicemarszałek Senatu RP
8. Anna Maria Borowska, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
9. Bartosz Borowski, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
10. gen. dyw. Tadeusz Buk, przedstawiciel Sił Zbrojnych
11. gen. bryg. abp Miron Chodakowski, Prawosławny Ordynariusz Wojska Polskiego
12. Czesław Cywiński, prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy AK
13. Leszek Deptuła, poseł
14. ppłk Zbigniew Dębski, członek Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari
15. Grzegorz Dolniak, poseł
16. Katarzyna Doraczyńska, Kancelaria Prezydenta
17. Edward Duchnowski, sekretarz generalny Związku Sybiraków
18. Aleksander Fedorowicz, tłumacz języka rosyjskiego
19. Janina Fetlińska, senator
20. Jarosław Florczak, funkcjonariusz BOR
21. Artur Francuz, funkcjonariusz BOR
22. gen. Franciszek Gągor, szef Sztabu Generalnego WP
23. Grażyna Gęsicka, posłanka
24. gen. bryg. Kazimierz Gilarski, przedstawiciel Sił Zbrojnych
25. Przemysław Gosiewski, poseł
26. ks. prałat Bronisław Gostomski, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
27. Mariusz Handzlik, minister w Kancelarii Prezydenta
28. ks. prałat Roman Indrzejczyk, kapelan prezydenta
29. Paweł Janeczek, funkcjonariusz BOR
30. Dariusz Jankowski, Kancelaria Prezydenta
31. Izabela Jaruga-Nowacka, posłanka
32. o. Józef Joniec, prezes Stowarzyszenia Parafiada
33. Sebastian Karpiniuk, poseł
34. wiceadm. Andrzej Karweta, dowódca Marynarki Wojennej
35. Mariusz Kazana, dyrektor Protokołu Dyplomatycznego w MSZ
36. Janusz Kochanowski, Rzecznik Praw Obywatelskich
37. gen. bryg. Stanisław Nałęcz-Komornicki, Kanclerz Orderu Wojennego Virtuti Militari
38. Stanisław Jerzy Komorowski, wiceminister obrony narodowej
39. Paweł Krajewski, funkcjonariusz BOR
40. Andrzej Kremer, wiceszef MSZ
41. ks. Zdzisław Król, b. kapelan Warszawskiej Rodziny Katyńskiej
42. Janusz Krupski, kierownik Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych
43. Janusz Kurtyka, prezes IPN
44. ks. Andrzej Kwaśnik, kapelan Federacji Rodzin Katyńskich
45. gen. Bronisław Kwiatkowski, przedstawiciel Sił Zbrojnych
46. Wojciech Lubiński, lekarz prezydenta
47. Tadeusz Lutoborski, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
48. Barbara Mamińska, osoba towarzysząca
49. Zenona Mamontowicz-Łojek, prezes Polskiej Fundacji Katyńskiej
50. Stefan Melak, przewodniczący Komitetu Katyńskiego
51. Tomasz Merta, wiceminister kultury
52. Stanisław Mikke, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
53. Aleksandra Natalli-Świat, posłanka
54. Janina Natusiewicz-Mirer, osoba towarzysząca
55. Piotr Nosek, funkcjonariusz BOR
56. Piotr Nurowski, prezes PKOl
57. Bronisława Orawiec-Loeffler, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
58. ks. ppłk Jan Osiński, Ordynariat Polowy WP
59. ks. płk Adam Pilch, ewangelickie duszpasterstwo polowe
60. Katarzyna Piskorska, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
61. Maciej Płażyński, poseł
62. gen. dyw. bp Tadeusz Płoski, biskup polowy Wojska Polskiego
63. gen. dyw. Włodzimierz Potasiński, przedstawiciel Sił Zbrojnych
64. Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
65. Krzysztof Putra, wicemarszałek Sejmu RP
66. ks. prof. Ryszard Rumianek, rektor UKSW
67. Arkadiusz Rybicki, poseł
68. Andrzej Sariusz-Skąpski, prezes Federacji Rodzin Katyńskich
69. Wojciech Seweryn, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
70. Sławomir Skrzypek, prezes NBP
71. Leszek Solski, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
72. Władysław Stasiak, szef Kancelarii Prezydenta RP
73. Jacek Surówka, funkcjonariusz BOR
74. Aleksander Szczygło, szef BBN
75. Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu RP
76. Jolanta Szymanek-Deresz, posłanka
77. Izabela Tomaszewska, Kancelaria Prezydenta
78. Marek Uleryk, funkcjonariusz BOR
79. Anna Walentynowicz, działaczka opozycji demokratycznej
80. Teresa Walewska-Przyjałkowska, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
81. Zbigniew Wassermann, poseł
82. Wiesław Woda, poseł
83. Edward Wojtas, poseł
84. Paweł Wypych, minister w Kancelarii Prezydenta
85. Stanisław Zając, senator
86. Janusz Zakrzeński, osoba towarzysząca
87. Gabriela Zych, przedstawiciel Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń
88. Dariusz Michałowski, funkcjonariusz BOR
89. Mł. chor. Agnieszka Pogródka-Węcławek; funkcjonariuszka BOR, w służbie od 8 lat
90. Arkadiusz Protasiuk, kapitan
91. Robert Grzywna, członek załogi
92. Andrzej Michalak, członek załogi
93. Artur Ziętek, członek załogi
94. Barbara Maciejczyk, stewardessa
95. Natalia Januszko, stewardessa
96. Justyna Moniuszko, stewardessa

piątek, 9 kwietnia 2010

9.IV.2010 Ciut ciut

/mieszkanie/

Jest ociupinę lepiej. Lewa ręka i bark dalej boli. Szyja przy skrętach głową. Mam kłopoty z prowadzeniem samochodu. Ale jest lepiej niż wczoraj. Najgorsze są poranki - całą lewa ręka, bark są odrętwiałe i muszę podnosić z łóżka lewą rękę za pomocą prawej - sprawnej.

Biodro współpracuje za co jestem mu ogromnie wdzięczna.

Czekam na jutro z utęsknieniem. W planach był cały dzień na motorze. Spotkanie ze znajomymi przy okazji "motobajzlu" na Służewcu. Zamiast tego będzie ewentualnie samochód + krótkie pogapienie się i przymiarki do motocykli na bazarze. Nie pisałam o tym.... w świąteczny weekend uczyłam się jeździć na motorze. Instruktor - mój Tomasz, ja - wierna i uważna kursantka. Ponoć (ponoć) szło mi bardzo sprawnie jak na pierwszy raz (nie ufam tym słowom do końca, bo Tomasz jest urodzonym gentelmenem ;-) ) Był strach i jednocześnie fantastyczne uczucie panowania nad maszyną. To niesamowita frajda. Zdecydowałam, że zrobię prawo jazdy na kategorię A.
Sprzęt jaki mamy w garażu - dwie Hondy CBR o sporych pojemnościach powyżej 900.. są poza moim zasięgiem (śmigam na tych potworach jedynie jako pasażer), ale korci mnie aby spróbować delikatnie, bez szaleństw na mniejszych rozmiarach :-) Na razie dosiadam 250.














Foto: Katja III.2010.
Nowy nabytek Tomasza - kompletnie poza moim zasięgiem jako kierowcy ;-)

czwartek, 8 kwietnia 2010

8.IV.2010 STOP!

/miasto/

Ledwo jadę, jestem już prawie pod domem, myślę, że jeszcze chwila a zacznę krzyczeć! Ból, ból, ból..! To COŚ znów mnie unieruchomiło - plecy, szyja, prawa ręka, bark - wszystko wyje z bólu przy każdym ruchu! Oddychanie boli, spanie boli, jedzenie czegokolwiek, chodzenie, siedzenie, prowadzenie samochodu (to już masochizm) :-( Skąd to COŚ się bierze? I kiedy da mi odetchnąć? Co robię źle? Jaka jest tego przyczyna???
Twarz mam wykrzywioną grymasem bólu, sylwetkę przygarbioną, włosy potargane (lewa ręka nie sięga powyżej oczu więc czeszę się tylko prawą ręką). Dość. Cholera, mam serdecznie dość!

Wróciłam z Dworca Centralnego. W ostatniej minucie szczęśliwie odwiozłam mojego miłego gościa na pociąg. Ostatnie dni były wyczerpujące i obfitujące w pozytywnie załatwione sprawy :-) Cieszę się, że mogłam choć ciut pomóc.

Umieram ze zmęczenia. Dlaczego to COŚ mi się zdarza...?

Przede mną kilka dni mordowania się z samą sobą. Jutro spróbujemy opanować COŚ z moim terapeutą, ale wydaje mi się, że COŚ każdorazowo przybiera na sile... :-(

środa, 7 kwietnia 2010

6.IV.2010 Do wyrka!

/mieszkanie/

Po spotkaniu z Forum Bioderko planuję jutrzejszy dzień. Będzie od samego rańca (bo 7 rano to dla mnie świt) do później nocy wyczerpujący i pełen emocji. Między innymi pojadę z moim gościem - bliską duszą z forum - do Otwocka na wizytę lekarską.
Noga wraca na właściwe tory. Na ten moment zostały tylko łupniaki bólowe i czasem, czasem ból w pośladku (gruszkowaty, ew. katetka). Oddycham lżej i wiem, że niebawem wszystko wróci do normy. Czy było warto? Jasne!
Zmykam do wyrka. Wreszcie w swoim. Znowu :-)
Ah!

PS. jutro o tym co robiłam w weekend. A działo się! ;-)

sobota, 3 kwietnia 2010

02.IV.2010 Abiit, non obiit

/dom rodzinny/

Wracając z Francji "zahaczyłam" 2 dni o dom po czym popędziłam do rodziców. W międzyczasie nie ominęłam naturalnie wizyty u mojego terapeuty. Podczas spotkania obydwoje wiedzieliśmy, że "zła noga" dostała na urlopie wycisk. Ja przyznałam, że każdego ranka kiedy warunki były takie jak lubię czytaj: zmrożone trasy, świeżo wyratrakowane, lekko oblodzone (nie przeszkadza), gładkie jak stół, miłe dla oka nachylenie zasuwałam ile wlazło. Jednocześnie zgodnie z prawdą przyznałam, że w sprzyjających momentach jeździłam na 3/4 swoich możliwości. Z żalem myślę, że więcej już się nie da... :-( Jest jakiś strach, większa ostrożność, hamulce w głowie... On niby pogroził palcem, ale też otwarcie skwitował, że gdyby biodro było do kitu nie udałoby się to co właśnie cię udało :-) Hm.. racja. Coś w tym jest :-) Choć teraz, kilka dni po urlopie odchorowuję swoje. Liczyłam się z tym i sytuacja mnie nie dziwi. Co to znaczy że odchorowuję? Ano boli jak diabli, kuśtykam, wstanie z jakiejkolwiek rzeczy czy miejsca (sofa, łóżko, samochód itd) zaczyna się grzmotem w biodro, kilkanaście sekund (czasem sporo dłużej) nie jestem w stanie obciążyć TEJ nogi, bezwiednie rotuję ją do środka, odciążam jak tylko się da... Łupie w kilku miejscach. Tych dobrze mi znanych. Nic nowego, ale intensywność i częstotliwość mnie nie rozpieszcza. Wiem, że będzie tak przez całe Święta a może i dłużej. Za przyjemności które sobie zafundowałam w górach będę teraz słono płacić. Ale nie żałuję. Głupia baba...

Wściekam się, że tak mało jestem pomocna w domu. Dom rodziców jest świeżo po remoncie (mama zaszalała podczas naszego pobytu na nartach). Kupa jeszcze w nim układania, skręcania szafek, półek, sprzątania itd. Wczoraj i dziś kuśtykając wnosiłam z rodzicami do pokoju biurowego szafki na książki, jutro będę się głowić jak upchnąć na nich setki książek które zalegają w domu. Cześć z nich, na pewno połowę chcielibyśmy z rodzicami oddać. Wiele z nich nie znajdują już amatorów na czytanie, albo zostały przeczytane już wystarczająca ilość razy. Leżą, czekają, cierpliwe. Mnóstwo książek pamiętam z dzieciństwa. Czytałam je z dziadkiem. To piękne wspomnienia. Mój śp. dziadek uwielbiał czytać. Pochłaniał książki z taką łapczywością i prędkością! Miał ten niesamowity dar szybkiego czytania. Nigdy nie mogłam się nadziwić jak on to robi. Pamiętam jak czytał książki grubości Quo vadis w jedno popołudnie. Będąc w podstawówce zawsze zanim sięgnęłam po książkę przynosiłam ją dziadkowi do przeczytania. On czytał, ja pytałam czy fajna? Jeśli mówił, że mu się podoba - ja od razu rzucałam się w wir jej stronnic. Ufałam mu w tej dziedzinie bezgranicznie :-) Oczywiście zachwalał mi praktycznie każdą książkę ;-) Sam jednak najbardziej lubił powieści wojenne, te o łodziach podwodnych, książki historyczne, zaczytywał się w przygodowych. Razem z nim przeczytałam większość Karola Maya ;-) Uwielbiam to! Ah... piękne czasy... Kiedyś postanowiłam, że opanuję sztukę szybkiego czytania, tak jak dziadek. Pamiętam o tym! To wciąż przede mną.

Dziś wieczorem zapaliłam dziadkowi lampiony na kamiennym nagrobku... Wspomniałam jego spracowane górnicze dłonie, uśmiechniętą buzię kiedy witał mnie w progu ze szkoły, jego częste zajęcie - łupanie orzechów, piękny charakter pisma jaki miał, sweter w którym lubił chodzić - jakoś utkwił mi w pamięci; i smutne, gasnące oczy w ostatnich dniach życia kiedy przegrywał z rakiem... To już taki kawał czasu...

2 kwietnia - dzisiejszy dzień szczególnie skłania do zadumy nad tymi, których już wśród nas nie ma
.. Memento mori. A mimo wszystko panta rhei....














foto: net