sobota, 31 października 2009

31.X.2009 Rogale w drodze

/Poznań/

Ostatnim tydzień w szaleńczym tempie i ogromie pracy strzelił jak z bicza. Byłam na Śląsku. Czy będąc u rodziców odpoczywałam? Haha, nie, jasne, że nie, ale owszem, fragmentarycznie nacieszyłam się ich obecnością. Dziś od kilku godzin jestem w Poznaniu, a za 30 minut wyjeżdżam do Szczecina. Tak będzie aż do 12 listopada. Potem może troszkę odsapnę. Może...
Plusem pobytu w Poznaniu (jutro znów tu będę) są przepyszne rogale marcińskie! Mniami! To coś, czemu nie potrafię się oprzeć :)
W drogę!















foto: net

/Poznań/
Godz. 20.00.  Wróciłam znów do Poznania. Jutro szykuje się w miarę normalniejszy dzień, przynajmniej pół dnia jesr sznasa, że posiedzę w ciepłym domu zamiest sterczeć w samochodzie, jak to robię od tygodnia.

poniedziałek, 26 października 2009

26.X.2009. Działania

/rodzinny dom/

Najciekawsze jest to, że wszycy znajomi odkąd wiedzą, że jestem u rodziców życzą mi w smsach, mailach czy telefonach wypoczynku, złapania oddechu, błogiego spędzania czasu z rodzinką itd. Hah, póki co to moje tzw. pobożne życzenia. Jak narazie zasuwam jak mały samochodzik realizując to po co głównie tu przyjechałam. I nie ma w tym nic z wypoczynku ;-) Ale jak wywiążę się z wszystkich zadań to i owszem - nie podaruję sobie ciepłej sauny w któryś wieczór.
Od kilku dni nie "opiekuję się" forum i nie mam czasu pracować nad fundacją. Ale wszystko zostawiłam w dobrych rękach "moich ludzi" :-) Tych, którym zależy tak samo bardzo jak mi, więc jestem spokojna.

czwartek, 22 października 2009

22.X.2009 Komu w drogę ...

/mieszkanie/

Gdzie buty? Gdzie żakiet? Spodnie, drugie spodnie.. matko, a może zacznę w końcu chodzić w spódnicach? Gdzie prostownica do włosów? Kolczyki, apaszka... Żelazko, wyprasować, spakować, nie zapomnieć, dołożyć, telefon!!
Waliza pęka w szwach, choć jadę tylko na 3 dni. Ale lepiej spakować i mieć niż później żałować, że czegoś się nie ma. Rzeczy Tomka, też muszę go ogarnąć.. przynajmniej trochę.. bo zawsze czegoś zapomina. szybki obiad, aaaa, jeszcze słoiczek miodu z bukowskiej pasieki dla rodziców i butelka budapesztańskiego wina (jeszcze z wyjazdu Tomka na F1)! Pewnie się ucieszą z drobiazgów :-)
Ach! Pędzę!
Już 19.00!
Wyjeżdżam!




















foto:net

poniedziałek, 19 października 2009

19.X.2009 2 w nocy a tu nie chce się spać..

Ależ ja zaniedbuję Dziennik! No aż trudno w to uwierzyć! Ale coraz ciężej pogodzić mi pisanie Dziennika z trzymaniem w ryzach i prowadzeniem Forum, z budowaniem strony www Fundacji Bioderko a co za tym idzie z tysiącem innych zadań, który tyczą się fundacji. Poza tym, rzecz jasna każdego dnia walczę aby zarobić na mojego nietaniego rehabilitanta ;-)
Jutro dostane od niego lanie.Przez ostatni tydzień obijałam się - pod względem ćwiczeń naturalnie. Jestem zdecydowanie jego najgorszą z najgorszych pacjentów ;-) Miałam zameldować się jutro u niego z kijami do Nordic Walkingu. A tymczasem.. nie kupiłam ich ciągle!
Matko, już prawie 2 w nocy! Kompletnie poprzestawiał mi się zegar biologiczny. Śpię w dzień, żyję w nocy. o 10 rano jestem nieprzytomna.
Z rana napiszę do profesora Czubaka, mam plan aby zoperował mnie jak najszybciej, jak się da to jeszcze teraz, w listopadzie. Mam na myśli wyjęcie śrub. Nie będzie nic z grudniowych nart. Długo by gadać czemu, jest ku temu kilka powodów. Więc trzeba tak pokierować sprawą aby poszusować w marcu- eh! to zdecydowanie najlepszy termin. Ale musiałabym już teraz pozbyć się śrub, aby kości zdążyły się zalać...Główka pracuje. Tymczasem mam termin na luty... Chętnie oddam go komuś w zamian za termin na już :-)














foto: net

poniedziałek, 12 października 2009

12.X.2009. Długa noc

/mieszkanie/

To była jednak bardzo długa noc. Początkowo planowaliśmy holować samochód do Poznania, ale wynikowo holowaliśmy się aż do Warszawy! Do domu weszłam po 4 rano. Biodra i kręgosłup wyły z bólu i zmęczenia. W trakcie holowania, a każda godziną linka holownicza przede mną skracała mi się w oczach. Mimo, że po 4 z radością rzuciłam się w świeżą pościel własnego łóżka, walczyłam jeszcze z organizmem o sen. Czasem, ból nie idzie w parze z zasypianiem :-/ Wstałam nieprzytomna  o godzinie 10. Popędziłam na rehabilitację gdzie Piotr przez godzinę składał mnie w jedną działającą całość a potem zabrałam 2 najlepszych pod słońcem fizjoterapeutów do otwockiego szpitala na operację osteotomii okołopanewkowej sposobem Ganza. To wielki krok w stronę wypracowania porozumienia między lekarzami a rehabilitantami. Jestem bardzo szczęśliwa, że mieli okazję asystować profesorowi Jarosławowi Czubakowi podczas jego pracy.

Teraz, po 20.00 jestem już tak zmęczona, ze ledwo trafiam w odpowiednie klawisze laptopa. Ale ja i tak jestem szczęściarą, jestem w ciepłym domu i zaraz pójdę spać, a mój Tomek w grażu rozbiera silnik :-(















foto: net

niedziela, 11 października 2009

11.X.2009 Autostrada

/autostrada/

Stoję. Stoimy. Mam lekkie déjà vu.... Jest zimno, coraz bardziej zimno. Jest późno, no, jeszcze nie noc, ale mam w perspektywie jeszcze z godzinkę bezradnego stania. Na zimno nic nie da się poradzić, nie mogę uruchomić silnika, żeby ogrzewanie przyjemnie rozgrzało moje graciki... Stoję już ponad godzinę. Czy to czegoś nie przypomina? Podpowiem - samochód ten sam ;-) No cóż, życie czasem zatacza krąg a historia lubi się powtarzać. Nie dalej jak w marcu spędziłam ponad dwadzieścia parę godzin na autostradzie wśród niekończących się przygód z samochodami. Mam nadzieję, ze ta "przygoda" skończy się już lada moment. BMW z turbiną i w automacie potrafi zafundować niemałe wrażenia... w najmniej oczekiwanym momencie. Jutro o 12 mam juz być na Ursynowie w Warszawie, przed 15 w otwockim szpitalu - to ważne. Póki co tkwię pod Poznaniem w szczerym polu ;-) czekając na lawetę? Hol? Eh....
Bywa....
Wszystko wygląda na to, że ta noc spędzę jeszcze w Poznaniu, a co będzie jutro? Zobaczymy jutro. Nie dalej niż wczoraj narzekałam na nudę i szarzyznę - hahaha! No to mam gratisa! Fajowo, co?















foto: net

środa, 7 października 2009

07.X.2009. Opłata uiszczona

/miasto/

Pojechałam, z a p a r k o w a ł a m, wpłaciłam "haracz", uśmiechnęłam się na lewo i prawo do każdego z urzędników, wypiłam pyszną i słodką kawę, zdjęłam dach w maździe i wróciłam do domu.

Do 2 tygodni Fundacja Bioderko będzie zarejestrowana.















foto: net

wtorek, 6 października 2009

06.X.2009 Wartościowanie?

/wnętrze samochodu/

Siedzę już od.. po prostu długo i nie wiem co z sobą zrobić. Bywało różnie, lepiej, gorzej, kiepsko, dziś jest fatalnie/ Fatalnie, czy to w ogóle słowo na miejscu? Czy oddaje to jak się czuje? Nie. zdecydowanie. Nie bombardują mnie tysiące myśli, nie walczę z niczym w mojej głowie, bo nic tam nie ma.
Wczoraj miałam jeszcze zapał i mnóstwo energii do realizowania planu za planem. Dziś, kiedy wstałam coś pękło. Od startu poczułam, że coś jest nie tak. Nawet śniadanie jadłam bez przekonania, iż to słuszna czynność. Dzisiejszy dzień zaplanowałam dość skrupulatnie. Śniadanie, kilka maili, poczta, bank... Krajowy Rejestr Sądowy.. Tak. Dziś planowałam dokończyć to co niedokończone.Wpłacić haracz tysiąca złotych w zamian za zarejestrowanie Fundacji Bioderko. Mówię haracz, bo ciągle nie mogę pogodzić się z tym, że nawet taka organizacja jak Fundacja, która startuje z kilkoma groszami za to z doniosłymi planami i ideami musi wyszarpać się na niemałe opłaty sądowe. Ale skoro powiedziało się "a" trzeba i powiedzieć "b". Pojechałam do banku, wyjęłam ostatki, które tam tkwiły i z grymasem na twarzy ruszyłam Wisłostradą do celu. Nie czułam, że robię coś na co czekałam od dawna. Nie potrafiłam się cieszyć. Pytałam sama siebie czy nie porywam się z motyką na słońce? Czy ja w ogóle się nadaje aby dalej w to brnąć? Jak zacząć, co robić aby w końcu to na co na razie tylko łożę zaczęło na siebie pracować? Co zrobię, kiedy fundacja zaczynie już prawnie żyć? Jak znajdę na to wszystko czas? Jechałam, rozmyślałam ale mimo wszystko jechałam aby zapiąć przysłowiowy ostatni guzik.
Dojechałam... Nie, to nie koniec.
Zwyczajnie chciałam zaparkować. Umieścić mój samochód gdziekolwiek, wyjść, wejść do budynku, odstać swoje w kolejce, wpłacić ciążącą mi w torbie sumę i mieć to z głowy. Mijał czas a ja kręciłam się szukając miejsca parkingowego. 2 metrów, w których zdołam zatrzymać i zostawić samochód. Z upływem minut, kiedy krążyłam wogół sądu po podziurawionych, zapchanych samochodami co do wolnego centymetra uliczkach moje rozmyślania sukcesywnie zmieniły się w wściekłość, wściekłość w  rozżalenie, gorycz, poczucie bezsilności, beznadziejność.. mogłabym wymieniać jeszcze długo, nazbyt długo.. Nie zaparkowałam. Nie mogłam w to uwierzyć ale poddałam się. Z tak błahego powodu poddałam się i odjechałam. Jak ostatni beznadziejny słaby mięczak jechałam spowrotem i płakałam. Nad sobą? Swoim niezdecydowaniem? Nad tym, iż nie wiem co powinnam robić? Nad własną słabością? Napewno tak. Nad wszystkim po kolei i po trochu.
Nic już później nie było tak jak powinno. Zresztą od samego rana nie było więc na co tu liczyć...
Tak, jestem rozbita. Kompletnie. Nie wiem co z sobą zrobić. Wrócić do tego co robiłam 1,5 roku temu? Produkować filmy, bawić się w reklamy i znowu zapomnieć o kłopotach finansowych a tym samym użerać się pracując "na kogoś" czego nie potrafię na dłuższą metę? Rzucić to w diabły jak planowałam i zająć się w 100 % Fundacją i forum -czymś co na razie rujnuje moją kieszeń ale daje dużo radości? Czekać cierpliwie pół roku, może rok, aż ruszymy z Tomaszem z własnym biznesem? To za długo trwa... Jestem rozbita, rozdarta pomiędzy decyzje, które co gorsze dotyczą finansów. Ciężko nawet wziąć pełen oddech.. Powrót do filmu, w którym się realizowałam..lubiłam to, nie zaprzeczę.. wyklucza poświęcenie się Fundacji. Wiem o tym... to za mocno angażuje i pożera. Dlaczego w życiu tak bardzo potrzebne są człowiekowi pieniądze? Brzydzę się tym.
Jak mogłam nie móc zaparkować? Jak mogło tak bardzo mnie to uderzyć i rozmontować na długie godziny? A może dni...? Nie! Nie!.. naprawdę jestem do kitu..














 

foto: net

sobota, 3 października 2009

02.X.2009. Rok, minął rok....

/mieszkanie/

Chwilka zadumy. Dziś mija rok odkąd skrobię i przelewam myśli w Dzienniku. Zastanawiam się czy warto?  Czy wszystkie godziny, dni, miesiące spędzone napisaniu, zerkaniu tu i analizowaniu własnych zamiarów, tego co się stało, albo tego co będzie miało miejsce miało sens? Czy coś wniosło w moje albo czyjeś życie? Pisanie na pewno dawało mi dużo radochy. Czasem "wylanie" tego co we mnie tkwiło, własnych smutków, a czasem radości było jak swego rodzaju oczyszczenie, zamykanie poszczególnych rozdziałów, przyjście na kolejny level :-) Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z blogiem. Swego rodzaju był to jakiś sposób na życie, na radzenie sobie ze stresem i nie łatwym czasem przed i po operacjach.

Teraz jestem już na prostej.. tak przynajmniej myślę ;-) Czeka mnie jeszcze tylko jedna operacja wyjęcia z ciała 6 śrub. Pytam sama siebie - czy jest jeszcze jakiś powód aby pisać dalej? Czy dalsze prowadzenie Dziennika wniesie coś pozytywnego i zwyczajnie ma sens? Pojawia się też drugie pytanie... czy znajdę inny sposób na wyrażenie samej siebie nie pisząc? Sposób na rozwiązywanie swoich kłopotów, godzenie się z samą sobą, sposób na dialog, który stał się dla mnie czymś codziennym?

piątek, 2 października 2009

01.X.2009 XX-lecie Mazdy MX5 fotorelacja

/lotnisko Bemowo/

Obiecanki cacanki... nie, no musiałam w końcu zamieścić kilka naprawdę pięknych fotek ze zlotu mazd MX5. Tak, MX5 ma już XX lat! Z tej okazji Mazda przygotowała wspaniałą imprezę na Bemowie. Był honorowy przejazd MX5 przez całą Warszawę, powitanie na bemowskim lotnisku, każdy z posiadaczy otrzymał welcomepack w którym roiło się od cukierków mazdy, były czapeczki, koszulki i inne gadżety. Były wyścigi na 1/4mili, konkurs wiraży, czyli naszpikowana zakrętami rozeta, konkurs na najbardziej dopieszczony samochód zlotu. Oj, działo się! Razem z nami było 200 Mx5! Do wyboru, do koloru - dosłownie. Były wszystkie możliwe modele, od NA, przez NB, NBFL, wraz z najnowszym NC. Piękny widok. Wszystkie wyczyszczone i dopieszczone na ten wielki dzień - ich święto :-)
Nie ukrywam, że i ja dzień a raczej noc wcześniej zginałam krzyż i stękałam w garażu polerując chromowany bagażnik, czerniąc opony, i chuchając na szybki ;-) Tak, tak, jak być zboczonym to na całego! Prezentowała się fenomenalnie! A jej oryginalny czerwony 16-letni kolor wprawiał mnie w niemałą dumę :-) Ach, było naprawdę pięknie. Ale co tu dużo gadać. Chyba najtrafniej oddają to zdjęcia. Celowo zostawiam duże, duże zdjęcia (możliwość pobrania), dla tych, którzy tak jak ja lubią nacieszyć oczy :-)

Tak, to już XX lat :-)

Niekończący się sznur kolorów! 200 mx5 mknie przez miasto!



W stylu retro :-) Pięknie!

Czy ich pupki nie sa piękne?



Też szukam takiej walizy! Bagażnik terto mam więc, aż grzech nie wrzucić mu czasem czegoś!

Każdy latał poniędzy mazdami zerkając co tam która ma pod maską,
jakie wyposażenie, jakie gażety! Ach ta ciekawość! :-)




No i były hostessy! A jak! przecież w większości użytkownikami MX5 sa Panowie ;-) Kto by pomyslał... :-)


Robi wrażenie, prawda?


Hostessy, hostessy, hostessy. I jeszcze więcej hostess ;-)


Na zlot przyjachały też inne cacka - tutaj Cobra! Przepiękna!


To lubimy!

Oj czasem było głośno

Wyścig MX5 na 1/4 mili

Mmmmmm...


foto: większość z forum mx5.pl

Nieźle, co? :-)