sobota, 25 października 2008

25.X.2008. W końcu fura!

/miasto/

18 doba po Ganzu.
Yeaaah! Co za wieczór! Piorunem piszę, na gorąco, bo znowu pojawiły się nowości. Koniecznie trzeba o nich wspomnieć.
O 20. nie mogłam już dłużej wytrzymać w domu. Dobijało mnie bezczynne siedzenie, klikanie w klawisze czy gapienie się z szklany ekran. Wcisnęłam się w najluźniejsze jeansy jakie miałam, sweter, założyłam buty- rozpracowałam już samodzielne zakładanie butów nawet na stojąco a tym samym skarpet. Naturalnie już jakiś czas temu zrezygnowałam z torebki na rzecz wygodnego plecaka. W planie miałam mały spacer po osiedlu, nacieszenie się choć odrobiną przestrzeni i świeżym powietrzem - oczywiście w niezawodnym towarzystwie mojej drugiej połówki :) Schody w dół świetnie mi poszły a świeże powietrze napędziło apetytu na więcej. Zdecydowałam, że gdzieś się wybierzemy samochodem. Gdziekolwiek, byle zobaczyć kawałek świata ;-)
Pojechaliśmy do centrum handlowego kupić dla mnie spodnie. Potrzebowałam jakiś wygodnych i luźnych, bo jeansy za bardzo uwierają i są zbyt sztywne co drażni chore biodro. Dość szybko znalazłam całkiem odpowiednie spodnie więc misja zakupy została zakończona powodzeniem.
Później pojeździliśmy po mieście - obydwoje jesteśmy zapalonymi kierowcami, więc jazda sama w sobie była przyjemnością. Po drodze zahaczyliśmy o niezdrowego Mc'Donaldsa - a co tam! Raz się żyje ;-) Pogapiliśmy się jak startują w nocy samoloty od strony Cargo i powoli ruszyliśmy w stronę domu. Wieczór był bardzo udany, ale jeszcze czegoś mi brakowało... zdecydowanie dawno temu, bo już od 19 dni nie prowadziłam samochodu! A wiadomo co tygryski lubią najbardziej ;-) Argumentacja i przekonywanie partnera, żeby oddał mi kierownicę trwało kilka minut. Jeździ samochodem a automatyczną skrzynią biegów, więc tym bardziej byłam przekonana, że dam sobie radę. Jeśli będzie mi ciężko prawą- chorą nogą, spróbuję lewą wciskać gaz i hamulec.
Hahah! szkoda, że nie mogłam utrwalić nieco wystraszonej i zdystansowanej miny mojego ukochanego, kiedy odjeżdżałam z parkingu :) Używałam (według wszelkich prawideł jazdy automatem) prawej nogi. Nie przenosiłam jej w całości z gazu na hamulec, ale mając postawioną na pięcie operowałam pedałami zgodnie z potrzebą. Nareszcie poczułam wiatr w skrzydłach! Tego mi było potrzeba! Przejechałam jakieś 5 km, poza miastem i zaparkowałam na osiedlu. Wiem, że w mieście, w korkach gdzie trzeba znacznie szybciej reagować i wciskać pedały byłoby mi dużo trudniej. Dlatego muszę z tym jeszcze trochę poczekać. Ale było bosko! Niebawem muszę to koniecznie powtórzyć. Czuję się coraz bardziej sprawna, samodzielna i silniejsza.
Podsumowując sobotnie wyzwania pokonałam w sumie 100 schodów (do góry i w dół), jakieś 0,5 km spacerkiem oraz ok. 5 km za kółkiem :)
Jeśli mam być szczera, kosztowało mnie to sporo wysiłku. Wiadomo, boli i chora noga, i zdrowa, ręce i plecy. Ale w końcu wszystko ładnie dzisiaj popracowało, dlatego to zrozumiałe :) Samopoczucie skoczyło na plus. Duuuuży plus :)

1 komentarz:

  1. Najgorszy pierwszy raz ;-). Jak raz spróbowałaś, na drugi nie trzeba wiele czasu by powtórzyć...
    Mój masażysta zawsze sprawdza czy sam zrobiłem trasę (Ostrołęka – Łomża 30km w jedną stronę), bo przecież jak można jeździć z „wpadniętym” dyskiem. Czynność ta pozwala mi skoncentrować się na bólu, który nie miłosiernie pozbawia czucia od krzyża w duł. No i te uczucie nie zależności – nie potrzebuję opiekuna, jestem samo wystarczającym osobnikiem, stu procentowy... mężczyzna!? ;-)
    Zobaczysz Kasiu też szybciutko wskoczysz za kierownicę i nie oddasz jej łatwo. Nie miałem nigdy operacji i nie wiem co bym myślał, co czuł. Na pewno bałbym się...
    Wracaj szybciutko do zdrowia, sezon już tuż tuż.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.