piątek, 10 października 2008

10.X.2008. Na równe nogi!

/Szpital im. prof. A. Grucy Otwock/

Piątek.
Pionizacja.
Po całym dniu leżenia w środę jak kłoda, w czwartek zwlókł mnie z łóżka
rehabilitant i zrobiłam swoje dwa pierwsze kroki. Eh, jak dziecko, uczyłam się chodzić od zera... Świat z perspektywy pionowej jest cudowny. Nigdy nie spodziewałam się, ze wstanie z łóżka sprawi mi kiedyś taką radość. Plecy, pośladki, nogi - wszystko odżyło. Krew znowu zaczęła krążyć. Wstałam dosłownie na momencik, z nadzieją, że kolejny dzień będzie bardziej owocny.
I był :-) Dziś nie tylko zrobiłam dwa kroki ale z dziką radością maszerowałam (to duże uproszczenie;-) )do toalety a później wzięłam pierwszą upragnioną kąpiel pod prysznicem - ostatnia była w poniedziałek. Po tych wygibasach padłam jak mucha. Organizm męczy się niezwykle szybko. Dodatkowo łóżko zabiera jakby ostatnie skrawki sił. Ale jest dobrze, morfologia stopniowo rośnie. Myślę tylko o tym aby było jeszcze lepiej, i żeby w końcu choć trochę przestało boleć.
Najgorsze są noce, zasypianie to prawdziwe wyzwanie, bez środków nasennych ciężko zapaść w sen, szczególnie gdy ktoś na drugim końcu sali chrapie nie do opisania...
Cudownym wynalazkiem okazuje się o materiałowa opaska na oczy, bez niej w nocy ani rusz. Także wieczorami noga zaczyna dawać koncert. Na wszystkie możliwe sposoby przypomina o tym, że miała remoncik. Dziwnym i w sumie niekomfortowym jest to, że po Ganzu szew biegnie do góry w stronę brzucha, co daje efekt "szarpania flaczków". Szczery śmiech, szloch, kichanie, kaszlenie - ojjjj, nie polecam. Wczoraj zakrztusiłam się herbatą i na własnej skórze ze łzami w oczach przekonałam się jak szew "ciągnie".
Jutro weekend. Bez obchodu lekarzy, liczę na dłuższe spanie (zwykle pobudka jest o 6) i jakiś większy luz ;-) Mam też wielką ochotę na dłuższy spacer i może przymiarkę do schodów. Tak, schody są kluczowym elementem. Pokonanie ich zgrabnie niemalże gwarantuje bilecik powrotny do domu. Eh, te schody chyba mi się dzisiaj przyśnią. Wyobrażam sobie jak z gracją je pokonuję, jeden za drugim, i dalej, i wyżej. Hihiih, o jakich to przyziemnych sprawach myśli leżący człowiek skazany na łóżko i basenik ;-) Tak, o baseniku jeszcze nie pisałam, ale jest nieodłącznym przyjacielem czuwającym przy łóżku. Na początku jego obecność jak i konieczność użytkowania (ale to tylko 2 pierwsze razy) mrozi krew w żyłach ;-) Później jest już przedmiotem żartów i swobodnej rozmowy na sali.
Wszystko da się przetrwać i do wszystkiego przyzwyczaić. Tylko uszy do góry! Dobre nastawianie to podstawa.
Ok, no to ciach 2 x tramal i pod kołderkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.