środa, 29 października 2008

29.X.2008. Coś dla kogoś

/mieszkanie/

Nareszcie! W końcu zrobiłam coś dla kogoś :-) Pierwszy raz od czasu operacji nie siedziałam i czekałam jak księżniczka na śniadanie. Stwierdzając, że ta czynność jak najbardziej jest już w zasięgu moich możliwości zrobiłam mojemu wybrankowi serca pyszną jajecznicę z pomidorami. Na szczęście nasza kuchnia jest niewielkich rozmiarów więc skakanie jak wróbel na jednej nodze ograniczyło się do minimum ;-) Zrobienie w końcu czegoś dla kogoś było bardzo przyjemnym uczuciem. Szczególnie, że mogłam zrobić to COŚ dla bliskiej mi osoby, dzięki której każdy z przeżytych ostatnio dni miał sens i był łatwiejszy.
Do tej pory to wszyscy inni skakali wokół mnie, pomagali, przynosili, odnosili, podawali... koniec świata! Czyżby jajeczniczka była początkiem mojego wzmożonego przebywania w kuchni? ;-)


foto by net

1 komentarz:

  1. Witaj !

    po raz kolejny wczytuje się w twoje opowieści z wielką ciekawością, powtarzam Twój los jakieś dwa tygodnie później :)
    moja operacja odbyła się 20 października ( w sali operacyjnej "na górze"), byłam cały czas przytomna co dodaje pikanterii całemu wydarzeniu....
    tak jak i Ty mam wyłącznie ciepłe wszpomnienia związane ze wszystkimi, którzy się nami opiekowali a zwłascza siostrami Lucyną, Agnieszką i Magdą- cudownie równe kobiety, które wprowadzały ludzki wymiar w szpitalne życie
    Profesor oczywiście wspaniały, energetyczny, zaangarzowany, dający siłę i wiarę, życzyłabym wszystkim oddawać się w takie ręce
    po tygodniu znalazłam się w domu, gdzie moje stęsknione dzieci wreszcie mają mnie non stop na miejscu, jest to ogromna zmiana w ich życiu bo wcześniej raczej byłam typem matki " pędzi wiatra" niż kwoki, wykorzystują moją obecność nasze pociechy jak mogą :))
    wczoraj udało mi się kompletnie sforsować organizm urządzając sobie dwie wycieczki na drugie piętro naszego domostwa- celem dokonania kontroli stanu sypialni...
    ja "zaległam" na razie na dole gdzie toczy się życie całej rodziny a ja jak prawdziwa włoska mama w centrum, jest bosko :)
    moja refleksja z ostatnich kilku dni jest taka, że potrzeba było mnie uziemić operacją żebym spędziła wspaniały dzień z ukochaną siostrą ( jeszcze w szpitalu ) i doceniła powolnie płynące dni w zaciszu domowym..... ostatnie doświadczenia uczą mnie cierpliwości, pokory, zwracania się o pomoc i przyjmowania jej, pomagają mi w tym najbliżsi: ukochany mąż, siostra, mama...
    pogoda jest tak piękna, że każdego dnia kuśtykam sobie wokół domu z dnia na dzień wydłużając dystans, pierwsze domowe kąpiele mam za sobą udało mi się tego dokonać na stojąco, pod prysznicem bez większych trudności ( muszę tylko uważać żeby moje kule i podłoga nie były mokre tak aby się nie poślizgnąć )
    z profesorem umówiłam się dopiero za 5 tyg., nie dostałam żadnych szczególnych zaleceń co do ćwiczeń wykonywanych z obciążaniem chorej nogi ( tylko te wykonywane z pomocą kogoś, bez obciążania ) ale pozwalał mi napinać mięśnie uda na ile ból pozwala i zdrowy rozsądek podpowiada......
    samochodu też nie mogę się doczekać, niestety nie jeżdżę automatem a operowaną miałam lewą nogę, więc trochę się obawiam sprzęgła w ruchu miejskim :(
    dziękuję raz jeszcze za Twoją relację, będę wpadać,
    ściskam maria

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.