niedziela, 19 października 2008

19.X.2008. Pierwszy prysznic

/mieszkanie/

Całkiem sympatyczna niedziela.
No to wypada opisać jak minęła wczorajsza pierwszy domowy prysznic. Niewymownie cieszę się, że udało się ją zrealizować :-) Cudownie jest siedzieć bez końca pod strugami gorącej wody. Najpierw oczywiście dokładnie okleiłam opatrunek (folia spożywcza). Ze wszystkich stron zakleiłam plastrem. Do wanny (jest wyjątkowo głęboka) weszła za pomocą wysokiego obrotowego krzesła tzw. hockera, którego używam w kuchni, żeby nie stać przy piecu tylko wygodnie gotować siedząc. Krzesło okazało się stworzone do tego abym usiąść przy brzegu wanny, po czym (z pomocą drugiej osoby oczywiście) przekręcić się na nim nad wannę, najpierw sama wstawiłam do niej zdrową nogę, później włożono mi chorą (non
stop w podparciu). Kiedy obie nogi były w środku na dnie, wstałam trzymając się rusztowania prysznica na ścianie (wiadomo- na zdrowej nodze). Wystarczyło już tylko podsunąć specjalnie na tą okazję zakupioną ławeczkę do kąpieli (allegro, sklepy rehabilitacyjne) i już :) Takim oto sposobem wgramoliłam się do wanny, pięknie wyprysznicowałam na siedząco i w posobny sposób z niej wyszłam. Misja zakończona powodzeniem! Fakt, że kosztowało mnie to troszkę wysiłku a wieczorem kolano jakby bardziej spuchło. Ale warto, naprawdę było warto.


foto by net

Naturalnie po kąpieli trzeba było zmienić opatrunek. Wiadomo, że wszędobylska woda mimo zabezpieczenia zmoczyła plaster i zawilgotniła odrobinę opatrunek. Zresztą zmiana była jak najbardziej potrzebna. Nareszcie odsapnęła nieco skóra, która tyle czasu tłamszona była pod plastrami. Biedaczka była tak pomarszczona i pofalowana jak falbanka u spódnicy. Szew ładny, w delikatnym dotyku zupełnie nie bolący. No to super. Wygląda na to, że wszystko przebiega pomyślnie.
Nie wiem już czy pisałam wcześniej czy się powtórzę, ale mój szew jest elegancką kreseczką, nie ma na nim poprzecznych kresek z nici. Cała żyłka trzymająca go biegnie wewnątrz a tylko na końcach widać dwa supełki. To mój pierwszy w życiu szew, także stał się przedmiotem dokładnych obserwacji ;-) Jestem pewna, że po wygojeniu pozostanie po miejscu cięcia zgrabna linia. Lekarz, który mnie zszywał (niestety nie wiem który) wykonał naprawdę piękną robotę :-)
Cóż dodać? Po krótkim podsumowaniu w 12 dobie po operacji muszę szczerze powiedzieć, że powinnam być zadowolona. Z dnia na dzień czuję się lepiej, podczas codziennych ćwiczeń (zestaw 3 ćwiczeń otrzymanych w instrukcji od szpitalnego rehabilitanta tuż przed wyjściem) widzę coraz większy zakres ruchu w biodrze, szczególnie przy odwodzeniu. Nie biorę już leków przeciwbólowych, za to chętnie,według zaleceń profesora piję 1-2 lampki dobrego czerwoneg
o wina :). W sumie od powrotu ze szpitala mój wynik spożytych tabletek przeciwbólowych to: 3 x tramal oraz 2 x nurofen. Tramal brałam wieczorem w pierwszych 2 dobach pobytu w domu (to pewnie efekt wgramolenia się na drugie piętro) a nurofen po ćwiczeniach, kiedy szew jeszcze nie był tak rozciągnięty i bolał (podczas ćwiczeń się uelastycznia) oraz z powodu bólu kręgosłupa. Także, zważywszy, że w biodrze mam przecięte 3 kości zespolone ze sobą śrubami, ból naprawdę nie jest straszny, wszystko do opanowania. Ból nie jest uciążliwy, nie jest niepokojący z powodu swojego natężenia; raczej jest męczący z powodu swojej upierdliwości ;-) i takiej tępej jednostajnej informacji wysyłanej do mózgu, że coś tam jednak w tym biodrze się dzieje, coś się zmieniło.
A teraz kilka informacji na gorąco z frontu czyli prosto z oddziału IB w szpitalu.
W miniony czwartek przyjęto bardzo dużo nowych osób, szczególnie pań, stąd ruch na oddziale znacznie się zagęścił. Dla niektórych przyjętych nie starczyło już łóżek, dlatego pojechali do domu na przepustki. Zaskoczeniem była dla mnie wiadomość, że biodra operują także na oddziałowej sali operacyjnej (tam gdzie z reguły operowane są kolana), na dole, a nie tak jak ja byłam operowana na 3 (chyba) piętrze. Hm.. ewidentnym minusem operacji na oddziale jest brak spokojnego pobytu na ojomie w małych salkach i obecności morfiny w żyłach...niestety. Delikwent od razu "po" wędruje na swoje łóżko na sali ogólnej. Ta praktyka spowodowana jest pewnie sporą ilością zaplanowanych zabiegów; być może terminy gonią więc operują gdzie jest miejsce. Ale jak pisałam wcześniej opieka lekarska i pielęgniarska naprawdę jest na piątkę, także nie ma się czym martwić :)

2 komentarze:

  1. Witam,
    Kasiu, jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich relacji. Cieszę się, że czujesz się dobrze i szybko wracasz do zdrowia.
    Ja w czwartek byłam na kontroli w Otwocku (15 tydzień po operacji) i dowiedziałam się, że ładnie się już u mnie wszystko zrosło. Trochę się martwiłam czy wszystko będzie dobrze, ponieważ w 9 tygodniu po operacji wróciłam do pracy. Pomagam sobie przy chodzeniu jeszcze jedną kulą, ale już bez żadnych problemów spaceruję i wykonuję wszystkie czynności domowe.
    Przykro mi czytać, że masz problemy z puchnącym kolanem i bolącą stopą. Ja, dla pocieszenia innych napiszę, że nie miałam takich problemów. Nie bolał mnie też kręgosłup. Jeśli już to dopiero teraz boli mnie kręgosłup od chodzenia o jednej kuli (chodzi się bezwiednie przechylonym na bok). Za to do dziś boli mnie mięsień podczas dotyku. Lekarz mówi, że może boleć nawet do roku po operacji.
    Ja byłam operowana na sali oddziałowej (przede mną wszystkie Ganze były też robione tam) i po operacji zostałam zawieziona na salę pooperacyjną, gdzie leżałam z inną pacjentką operowaną przede mną tego samego dnia. Leżałyśmy we dwie na małej sali i miałyśmy całodobową opiekę pielęgniarek i morfinkę w żyłach. W drugiej dobie zostałyśmy zawiezione na RTG i potem dopiero na salę oddziałową. Wydaje mi się, że wszystkie Ganze, bez względu na której sali była robiona operacja, trafiają na salę pooperacyjną.
    Życzę szybkiego powrotu do pełnej sprawności ruchowej i pozdrawiam
    Gunia

    OdpowiedzUsuń
  2. Guniu, świetnie ze napisałaś. Jeśli nie puchło Ci kolano i nie szczypały pięty to jesteś szczęściarą :-) Myślę, że każdy inaczej przez to wszystko przechodzi, i pewnie inaczej odczuwa. Z kręgosłupem tak samo- Ty nie miałaś bólu (być moze masz prosty i zdrowy kręgosłup) , ja niestety po nocy, rano kręce się już i nie wiem jak leżeć, bo skolioza i hiperlordoza w lędźwiowym dają o sobie ostro znać :-)
    W nawiązaniu do miejsca samej operacji; dostałam takie informacje od dziewczyny, która przeszła zabieg w piątek - i tak jak mi opisała niestety nie dostała morfinki a "po" leżała na sali ogólnej. Ale na pewno zweryfikuję te dane dokładniej jak tylko moja droga "informatorka" poczuje się lepiej i wyskoczy jutro z łóżka :) Mam nadzieję, ze pionizowanie będzie dla niej tak wspaniałym uczuciem jak było dla mnie. Trzymamy kciuki!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.