wtorek, 23 czerwca 2009

23.VI.2009 I tak zleciały 4 tygodnie...

/rodzinny dom/

4 tygodnie po osteotomii

Mam mało czasu. Na wszystko. Kiedy budzę z hibernacji laptop nie nadążam odpisywać na maile, wiadomości z GG, posty, nie starcza już czasu na bloga :-) Ostatnio go zaniedbałam kosztem Forum. Ale nasze Forum radzi sobie już całkiem nieźle i czuję, że coraz mniej będę mu potrzebna :-)
Czas biegnie jak szalony. Zanim się obejrzałam minął już miesiąc od operacji. Cały czas robię sobie wyrzuty, że za mało ćwiczę. Jednak ostatnio musiałam powiedzieć sobie pass. Od kilku dni borykam się z dużym bólem w pośladku. Bólem który nie daje mi spać i normalnie funkcjonować. Walczę z nim, masuję, staram się więcej stać i leżeć na brzuchu, żeby dać odwłokowi. Póki co- mizerne efekty. W ufam, że w czwartek owy pożar zgasi mój rehabilitant. Specjalnie wracam ze Śląska do siebie, aby móc się z nim zobaczyć i zaplanować kolejne działania.
Ostatnio dawałam nodze wycisk. Zmuszałam ją do większej pracy. Nie daję jej już komfortu typu: przenoszę ją za pomocą rąk czy zdrowej nogi na łóżko, do samochodu itd. te czynności musi już robić sama siłą własnych mięśni (ale coś mi się zdaje, że już o tym pisałam, skleroza...). Więcej też jeżdżę samochodem (ręczna skrzynia biegów). Przyznam się też do czegoś co zaskutkuje pewnie dużym kuksańcem od mojego terapeuty, ale jestem ciekawską bestią i sprawdziłam nogę pokonując dystans 4-5 metrów bez kul w ogóle. Na teście się kończy, bo nie mam zamiaru robić sobie krzywdy. Chciałam także poruszyć bardzo ważny wątek chodzenia o kulach. 8 miesięcy temu po pierwszej operacji zrobiłam duży błąd, którego teraz nie powtórzę. Jaki? Otóż po miesiącu od zabiegu odłożyłam ku swojej uciesze jedną kulę. To temat na osobnego posta. Chcę dobrze to opisać, aby inni mogli zrozumieć jak ważne jest prawidłowe chodzenie o kulach. To wiedza, której nikt nam nie przekazuje. A bez niej co dzień narażamy się na duże komplikacje sami sobie je fundując.
To tyle na dziś.
Aaaa, zapomniałabym o najważniejszym. Wczoraj odbiłam sobie nieco bolesne noce i użeranie się z pupą. Pojechałyśmy z mamą do Wisły do hotelu Gołębiewski na dzień w SPA. To było boskie! Czułyśmy się tam jak dwie księżniczki ;-) Dopieszczane na każdym kroku, wymasowane, wypachnione, obskakiwane przez personel. W prawdziwym SPA byłam pierwszy raz w życiu. Powiem tak: mimo znacznego uszczuplenia portfela ;-) - bez dwóch zdań warto. Nie pamiętam kiedy tak się zrelaksowałam i czułam pięknie jak tam. A moje zbolałe ciałko miało prawdziwa ucztę :-) Koniecznie polecam!


foto: net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.