piątek, 12 czerwca 2009

12.VI.2009 Maraton!

/Poznań/

Dzień zaczęłam od zakupów w centrum handlowym. Miałam w planie kupno kilku prezentów i jakiś tam kosmetyków. Wybrane sklepy mieściły się na pietrze molocha. Stanęłam przed ruchomymi "schodami" - takimi również dla wózków czyli raczej płaskiej poruszającej się w górę taśmie. Chwilkę zastanowiłam się jak na nie wejść. Jak się szybko okazało moje myślenie było jak najbardziej błędne. Zrobiłam to tak niefortunnie, że operowana noga wraz z kulami stała już na przesuwających się schodach a "zdrowa" wciąż pozostawała na nieruchomej części.... wynikowo niewiele brakowało aby zrobiła prawdziwy szpagat! Z przerażeniem w oczach jakoś odbiłam się i wskoczyłam drugą nogą na taśmę. Koszmar. Schodząc a raczej zeskakując ze schodów też nieźle się napociłam. W sumie nic nie bolało. Ale zestrachana do samochodu wracałam już zwykłymi schodami na piechotkę ;-) Obiecałam sobie że póki ktoś nie sprzeda mi dobrego patentu na wchodzenie i schodzenie z tych zabójczych ruchomych platform będę omijać je z daleka ;-)

Po tym dość stresującym zdarzeniu zaszalałam i pojechałam na prawdziwy tajski masaż. Prawdziwy bo wykonywała go nie znająca ani krzty polskiego maleńka, śliczna Tajka. Uprzednio dokładnie omówiłam z moją masażystką co wolno a czego nie wolno w moim nietypowym przypadku. Kiedy zobaczyła mnie o kulach a później tuż przed masażem pokazałam jej szew i jeszcze raz przypomniałam aby najlepiej w ogóle nie dotykała całej operowanej nogi była nieco przerażona :-) Jednak jak się szybko przekonałam była prawdziwą profesjonalistką. Swoimi maleńkimi stópkami wskoczyła na piękne łóżko z drewna tekowego na którym leżałam i zaczęła rytuał. Masowała egzotycznym olejkiem, uciskała, głaskała, oklepywała, rozcierała wszystko z niepojętym dla mnie wyczuciem i wprawą. Największą bajką był dla mnie masaż stóp. Poświęciła na niego aż 40 minut. Masowała nie tylko dłońmi ale również specjalnym drewnianym patyczkiem, którym uciskała odpowiednie receptory w stopach, na i między palcami. Muszę przyznać, że miałam w życiu nie jeden świetnie wykonany masaż. Począwszy od klasycznych po relaksacyjne, przez sportowe a również egzotyczne wykonywane np. przez Egipcjanina czy Nepalczyka. Jednak ta maleńka Tajka zdecydowanie wykonała najlepszy masaż pod słońcem jakiego miałam przyjemność doświadczyć do tej pory. Kolejny wyjazd do Poznania nie obędzie się bez wizyty u Nu - tak miała na imię moja masażystka.

Po niewymownie przyjemnie dla ciała spędzonym czasie w salonie SPA udaliśmy się na rodzinne spotkanie do babci i cioci mojego Tomasza. Były ciacha, herbatka i wesołe rozmowy. Naturalnie musiałam również opowiedzieć o moim świeżo wyremontowanym biodrze i planach ekspresowej rekonwalescencji.

Na tym dzień się nie skończył. Po uściskaniu na pożegnanie przemiłej babci z ciocią a później szybkiej kolacji w domu pojechaliśmy do znajomych. Spotkanie nosiło wyraźne znamiona uczczenia narodzin Kacperka - syna jednego z przyjaciół Tomka. Jak się łatwo domyśleć dość duże i bardzo wesoło grono znajomych, miała atmosfera i tysiące tematów sprawiły, że opuszczaliśmy mieszkanie kiedy poznańskie słońce powoli zaczęło już wstawać ;-) Obfitujący w wydarzenia dzień skończył się dla nas po 4 nad ranem. Mimo prawdziwego maratonu jaki sobie urządziłam nie czułam bólu ani zmęczenia... może dlatego, że wieczorem skutecznie znieczuliłam się butelka Tokaja ;-) Aaaa, okazjonalnie woreczki lodu zanim wskakiwały do drinków moich znajomych przetaczały się przez moją nogę przynosząc miłe uczucie wychłodzenia :-) Na spotkaniu nikt nie mógł uwierzyć, że jestem niewiele ponad dwa tygodnie po operacji biodra ;-) Mówiąc szczerze - sama w to nie wierzyłam ;-)
To był bardzo udany i miło spędzony dłuuuuugi dzień :-)


foto: net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.