czwartek, 29 stycznia 2009

29.I.2009. Nocne rozważania

/mieszkanie/

2.20
Wyszłam z wanny gdzie przez godzinę w zielonej od alg wodzie czytałam książkę o chochlikach - dzieciakach żyjących w lesie. Moja druga połówka tradycyjnie o tej porze w garażu. Majsterkuje z hamulcami przy moim czerwonym "glonojadku", wymienia też chyba filtr paliwa. Mimo zmęczenia i rozespania kąpielą mam dobry nastrój i wciąż myślę o dzisiejszym i wczorajszym spacerze. Obydwa spacery okazały się pewnego rodzaju sukcesami :-) Wczoraj w nocy wyszliśmy na spacer. Cel był taki: elegancko przejść ok 1 km. W rękach oczywiście dzierżyłam 2 kule posługując się nimi tak, że ledwo muskały ziemię. Starałam się używać ich jak najmniej, bez zawieszania się na nich i obciążania na rękach. Spacer miał naturalnie kilka przystanków (jak przystało na prawdziwy spacer :-) ) I udało się :-) Wszystko zgodnie z planem! Każdy krok kontrolowałam skupiając się na tym co robię. Zdaje się, że nauczyłam się też eliminować "zły ból", który do niedawna pojawiał się po przejściu bez kul granicy 200 metrów. "Zły ból" to ból zagnieżdżający się bardzo głęboko jakby od strony pośladka i kierujący się po skosie do przodu biodra. Kiedy mnie atakuje nie sposób prawidłowo iść, zaczynam się wtedy bujać jak kaczka kombinując i "szukając" sobie dogodnej = mniej bolesnej pozycji. Ten ból równie trudno opisać co zlokalizować. Kiedy tylko zaczynał się pojawiać zamiast bardziej opierać się na kulach, zwalniałam nieco krok i tym uważniej kontrolowałam ruch miednicy starając się trzymać ją na jednym poziomie. Wtedy, po kilkunastu takich próbach załapałam o co chodzi. Zaczęło mi się udawać wyłączać owy "zły ból". Na jego miejsce powracał "dobry ból" mięśniowy w okolicy krętarza. Byłam z siebie naprawdę zadowolona. Kilometr to ogromny odcinek! Aby nie było przekłamań skrupulatnie zmierzyliśmy go GPS-em ;-) Po powrocie do domu byłam jednak nieco obolała i naprawdę zmęczona, ale warto było.
Zachęcona wczorajszym spacerem dziś też wyruszyłam w dresiku w trasę. Plan był inny, ale równie ambitny. Cel: wzorowym krokiem obejść blok dookoła bez pomocy kul. Dystans zmierzony przy pomocy Google Earth wynosi 430 metrów. Opatulona kapturem kurtki w skupieniu przemierzałam osiedle. Zrobiłam zdaje się 5 przystanków po jakieś 20-30 sekund. Przystanki okazały się nieocenione. Pozwoliły na moment odetchnąć mięśniom i na nowo przyjąć prawidłową postawę. Swoją postawę notorycznie podglądałam w szybach okien, odbijającej się postaci na lakierze tych co czystszych samochodów, bacznie obserwowałam własny cień. Całość, mimo swojego krytycznego spojrzenia oceniłam całkiem przyzwoicie. Pokonałam barierę 200 metrów wydłużając ją o 130% ! I co było w tym wszystkim fantastycznego? Tak jak wczoraj (z kulami) tak samo dziś (bez nich) kontrolowałam "zły ból". Nie dawałam mu szansy. Kiedy tylko próbował przedostać się do mojego mózgu natychmiast zwiększałam napięcie w biodrze nie pozwalając opaść miednicy. W znakomitej większości udawało się zachować naprawdę ładny chód przy obecności bólu mięśniowego przy powięzi szerokiej stawu (mam nadzieję, że dobrze określam to miejsce - jeśli nie - znawców tematu proszę o poprawę :-) ).
Naturalnie własna ocena nie wystarczyła mi do celebrowania tego małego zwycięstwa. Poszłam do garażu, wyciągnęłam Tomka spod samochodu i kazałam mu patrzeć jak maszeruję w podziemiach garaży. Skomentował: "idziesz jak modelka". Ale Tomek to znany dżentelmen i komplemenciarz ;-) Zobaczymy co powie jutro mój rehabilitant :-)


foto: net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.