piątek, 9 stycznia 2009

09.I.2009. Telewizor

/mieszkanie/

Ten dzień zaczął się od czegoś nieprzewidywalnego. Wstałam bez pośpiechu, nie ukrywam, że jestem śpiochem ;-) Zresztą, hahaha, kto późno się kładzie ten wstaje jeszcze później ;-) Myję sobie w łazience zęby, zerkam w lustro zadowolona z włosów które wreszcie są długie :-) W tym samym momencie dzwoni domofon. Z pastą i pianą w ustach lecę czym prędzej odebrać słuchawkę, bo dźwięk domofonu rujnuje mój układ słuchowy. Po drugiej stronie pan kurier z jednej z firm spedycyjnych pośpiesznie każe mi zejść na dół odebrać przesyłkę. Hmmm... Że niby ja? Yyyy... Pytam co to jest. Wieeeeeeeelka paczka z którą pan kurier sobie nie poradzi więc ja mam zejść. Śmieję się w myślach, a może i w rzeczywistości, bo piana z pasty rośnie mi w buzi i niemal ścieka na domofon! Próbuję pertraktować. Moje argumenty: jestem sama, jestem kobietą, chodzę o kulach, jestem w piżamie, właśnie dbam o stan uzębienia (wymyślam co popadnie), przecież nie mogę dźwigać, nie mam tu nikogo znajomego kto mógłby to wnieść za mnie... Kontrargument/y pana kuriera: ma ktoś po to zejść, bo jak nie to zaraz odjeżdżam! Ładny mi argument. Proszę o 4 minutki cierpliwości i rzucam się po telefon dzwoniąc po odsiecz. W rzucie szczupakiem po komórkę zdążam wypluć nadmiar pasty z ust. Mój ukochany po "drugiej stronie" jak zawsze spokojnie, bez cienia zdenerwowania, z maksymalnym opanowaniem opracowuje plan taktyczny. Wsadzić to "coś" do garażu! Oooo! To jest myśl. Faceci to jednak mają łeb na karku. Przecież mamy garaż pod blokiem. Pan wjedzie samochodem do garażu i zrzucimy paczkę bez dźwigania i targania jej na 2 piętro. Pomysł genialny. Mówię o misternym planie nieco już poddenerwowanemu kurierowi. On bez większego podniecenia zgadza się na taki manewr. Zadowolona wciągam spodnie, buty i zasuwam na dół.

To wieeeeelkie i ciężkie "coś" okazało się być naszym nowozakupionym telewizorem. Drepcząc po schodach na dół wyobrażałam sobie go nieco inaczej.... Zanim jednak ujrzałam paczkę moim oczom ukazała się ogromna ciężarówka!! Jak ten kolos ma wjechać do podziemnego garażu!? O nie! Jestem w kropce! Facet pożre mnie żywcem. Pan kurier okazuje się mężczyzną koło 40-stki z długą i mocno rozwichrzoną czupryną. Wyszczerzam do niego zęby starając się złapać dobry kontakt. Przecież zaraz usłyszy, że nici z planu bo ciężarówka nie zmieści się w garażu! Jakoś to przyjął... Jest wściekły, widać że ten dzień nie należy do jego najlepszych... Zaczyna opowiadać o jakiś historiach które przydarzyły mu się dziś rano. O problemach z parkowaniem, narzeka na ochroną osiedla, słupki ograniczające, którymi jest obwarowane z wszystkich możliwych stron. Słucham tych opowieści jak musiał na 3 razy "łamać się" (mam nadzieję, że mówi o samochodzie) żeby wjechać przez bramę na osiedle. Słucham, a czacha mi pracuje. Jak wnieść telewizor do garażu? Wiem! Mam pomysł. Wyjadę z garażu moim autkiem, wepchniemy do niego telewizor i po kłopocie. Potem wjadę do garażu i tam sobie będzie stał a wieczorem wtachaniem go do mieszkania zajmie się już mój strongman :-) Mając w głowie mikroskopijny obraz mojego mikroskopijnego samochodu proszę pana żeby pokazał jak duża jest paczka. (Błagam, żeby tylko weszła...). Pech chce, że ciężarówka ma z tyłu specjalną klapę która opuszcza się hydraulicznie w dół... a podczas naszej rozmowy jakiś bogu ducha winny człek zaparkował za ciężarówką tuż za jej tyłem pewnie nie zdając sobie z tego sprawy. Kurier się wścieka. Rzuca kilka siarczystych epitetów. Zaczyna manewrować na wąskiej uliczce między blokami, tak aby stanąć gdzieś, gdzie nic nie będzie przeszkadzało mu otworzyć tylnej klapy. W końcu staje na środku dróżki... Nic nie mówię, ale już widzę oczyma wyobraźni co zaraz się stanie... przecież tym sposobem nic nie odjedzie ani nie wyjedzie z garaży obok i miejsc parkingowych wokoło... Nic nie mówię, boję się piorunów walących z oczu pana z czupryną. Zresztą.. on pewnie doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji. Ok, rachu ciachu, otwiera klapę i pokazuje mi paczkę. Paczkę?? To mega gigantyczna Paka! Całość stoi na drewnianej palecie obciągnięta czarną streczową folią. Matko!! Co to jest? Pan upiera się, że to nie jest telewizor, choć ja wiem że musi... nic innego nie zamawialiśmy.. Myślę sobie: Tomuś, co ty zamówiłeś? Kształtem wygląda to jak gigantyczny telewizor marki Rubin z roku 1969 z podwójnym kineskopem! To jakaś pomyłka.. Zamawialiśmy zgrabny płaski... a to wygląda jak coś z innej epoki. Ok, mniejsza z tym. Już wiem, że choćbym stanęła na rzęsach nie wcisnę tej paczki w swój samochód. Jest większa niż całe wnętrze auta i na oko zajmuje powierzchnię trzech bagażników. Co zrobić? Co zrobić? Pan kurier desperacko proponuje otworzyć paczkę i zobaczyć o co chodzi. Zgadzam się. On na pace rozcina nożem folię, ja zamarzam na dworze. Niestety, a może i dobrze tylko ja widzę co dzieje się przed jego ciężarówka! Utworzył się już korek z 3 samochodów, które przez nas nie mają jak wyjechać z osiedla! To jakiś koszmar! Nie wiedziałam, że koszmar to dopiero się zacznie.. Auta zaczynają trąbić. Ja wciskam skostniałe z zimna palce w kieszenie pośpiesznie narzuconej w domu na grzbiet kurtki. Pan kurier słysząc trąbienie zaczyna na powrót ciskać epitetami. W międzyczasie ja podpisuję świstki odbioru przesyłki. Po rozcięciu folii obydwoje wzdychamy z ulgą. To nie "Rubin" ;-) Sprzedawca sprytnie zapakował telewizor przyczepiając mu dla ochrony po obu stronach puste kartony ;-) Hahah. Mimo to paczka nadal jest wielka. Ok, szybko pędzę do garażu po auto. Nie ma czasu kombinować inaczej. Podjeżdżam pod ciężarówkę, obydwoje patrzymy z politowaniem na mojego małego, dwuosobowego "glonojadka"... kurier naturalnie z większym politowaniem.. Pyta z ironią: Jak pani kupowała to nie było większych samochodów? Jak w ogóle jeździ pani z kulami tym czymś?? Przecież mówiłam mu że mam małe auto! Hm.. ale to co zobaczył chyba przerosło jego wyobraźnię... Jasnym jest, że telewizor za żadne skarby nie zmieści się w samochodzie. Nadal pudło jest większe niż cała przestrzeń wewnątrz samochodu! Klaksony nie dają nam myśleć. Pan kurier bez ceregieli "wrzuca" paczkę na klapę bagażnika- na mój zamocowany tam z precyzją ozdobny chromowany retro bagażniczek (nigdy nie pełnił roli prawdziwego bagażnika, choć mogłoby być takie jego przeznaczenie). A teraz szybko, czym prędzej poprzestawiać samochody, tak, żeby wściekli już na nas mieszkańcy osiedla mogli w końcu odjechać. Ja cofam powoli w jakieś wolne miejsce drżąc, że w każdej chwili z klapy samochodu zsunie mi się nasz nowy telewizor! Przyczajona, czekam na kuriera. Ku mojemu przerażeniu on też cofa z hukiem najeżdżając na (przeklęte przez niego już tysiąckrotnie) słupki ograniczające. Miażdży sobie prawy kierunkowskaz. Mam wrażenie, że nawet tu, szczelnie wciśnięta w moją mazdę słyszę jego przekleństwa! Nie wierzę, że to się dzieje! W końcu zaparkował i ocenia straty... ja sparaliżowana chorą sytuacją i przeraźliwie zimnym wiatrem siędzę za kierownicą, nigdzie się nie ruszam!

Patrzę, zbliża się do mnie, jego czupryna wygląda już jak zmierzwione konary ogromnej płaczącej wierzby, powyginane w niesamowite formacje. Truchleję, facet pewnie udusi mnie, tu, w tym samochodzie z telewizorem NA bagażniku. Koniec! Podszedł, nauczył mnie kilku nowych słów skutecznie powiększających moje i tak już duże, zielone oczy po czym stwierdził, że to osiedle jest ch... i pomógł powolutku wjechać do podziemnego garażu. Szedł obok ubezpieczając pakunek. Zdawałam sobie sprawę, że w dwójkę, z małym krwistoczerwonym samochodem przygniecionym nieproporcjonalnie wielką paczką stanowimy emocjonalny rarytas dla znudzonych szarzyzną życia mieszkańców mojego osiedla...

Szczęśliwie zaparkowałam w naszym garażu w duchu dziękując Bogu za szczęśliwy finał. Mimo, że mój kurier przez cały ten czas szaleńczo się spieszył, a garażu przez kolejne 5 minut wysłuchałam jego zdania na temat takich osiedli jak to - szczelnie obsadzonych płotami, słupkami, szlabanami, naszpikowanych niemyślącymi ludźmi. Zgrabiałymi z zimna palcami wygrzebałam z kieszeni spodni wszystko co miałam, czyli 10 zł oraz czerwoną gumkę do włosów i z naiwnością w oczach spytałam (mając na uwadze dychę) czy choć w części zrekompensuje to jego stan ducha.
Kiedy wyszedł odetchnęłam z ulgą. Oby reszta jego dnia była nieporównywalnie łatwiejsza niż to przedpołudnie w moim towarzystwie ;-)



foto by net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.