poniedziałek, 10 listopada 2008

10.XI.2008. Rajecke Teplice Słowacja

/Słowacja/

Dopiero dziś opisuję wczoraj zapowiadaną wycieczkę.
Niedziela, piękny słoneczny dzień. Z mapą Czech i Słowacji moi rodzice i ja po pożywnym śniadaniu wpychamy się w samochód. (Tym razem ja nie prowadzę ;-) ) Naszym celem było słowackie uzdrowisko Rajecke Teplice ze słynnymi basenami termalnymi. Miejscowość znajduje się w pięknym otoczeniu gór Małej Fatry, pobliskich jezior, szlaków turystycznych i tras narciarskich. Trzeba przyznać, że okolica jest śliczna, drogi o niebo lepsze niż w naszym kraju, no i w końcu jakaś wycieczka! Coś się dzieje! Nasza droga "tam" trwała dość długo, nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się wspólnym byciem i widokami. Często zatrzymywaliśmy się w ciekawszych miejscach poznając okolicę. Po przemierzeniu Czech wpadliśmy do "nowej Słowacji". Nowej, bo będąc w niej ostatnim razem zapamiętałam ją z goła inaczej. Teraz mogłam podziwiać naprawdę światne drogi, mocno postawioną na turystykę rozwijającą się infrastrukturę. Na mecie w Rajeckich Teplicach zaczęliśmy w sumie od wieeeeelkiego i pysznego słowackiego obiadu. Spałaszowaliśmy go w oka mgnieniu :-) Zwiedziliśmy też zamek Kunerad- niestety teraz opustoszały i niszczejący na wzniesieniu w leśnej głuszy. Przyszedł czas na kąpiel w termach. Nastawiliśmy się, że pomoczymy nasze kości w ciepłych, bo aż 38 stopniowych wodach termalnych, może skorzystamy z dobrodziejstw masażu leczniczego, czy sauny albo innych atrakcji SPA? Plany były rozległe, ale nasz zapał dość szybko ochłodził pan parkingowy informując, że bez ubytovania vstupu niemożliwy. Hahhaha! No to ładnie. A jechaliśmy taki kawał :-) Niestety, nie wzięliśmy pod uwagę, że w długi weekend takich amatorów pływania w tremach jak my będą całe tabuny ;-) Jak okiem sięgnąć na parkingu równiutko w rzędach stały zaparkowane polskie samochody. Kraków, Wrocław, Bielsko Biała (dość licznie - bo i blisko), Warszawa (nawet kilka), Elbląg, Poznań... Jakby wszyscy rodacy, nagle, w jednej chwili zjawili się tu po szczyptę zdrowia. No to ja i moje kulasy nie wytestujemy naszych możliwości na basenie... Zaskoczeni, ale nie zmartwieni pozostawiliśmy Teplice innym powoli ruszając w drogę powrotną.
Tuż przed słowacko-czeską granicą, a raczej jej pozostałościami zaczepiliśmy o przytulną włoską kawiarnię rozgrzewając się espresso, lawendową herbatą i tiramisu picolo. Pysznoty!
Mimo, iż podczas naszej wyprawy zapomnieliśmy o leżącym w plecaku aparacie udało nam się uchwycić obiektywem kilka chwil. Spędziliśmy naprawdę miły i relaksujący dzień w doborowym towarzystwie :-) A ja, od przypływu świeżego górskiego powierza mało nie rzuciłam w las kuli i nie powędrowałam szlakiem ;-)






foto by Katja XI.2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.