/mieszkanie/
Słabszy dzień. Dzień bez formy, można by powiedzieć. Rano rehabilitacja, na której od dłuższego czasu nie robimy już nic co związane z biodrem. Pracujemy nad klatką piersiową i przeponą. Potem trochę biegania mieście i standardowo jak co dzień od 2 tygodni - basen. I tu klapa. Nawet krótki dystans na bezdechu 50 metrów był sporym wysiłkiem. W statyce 2,20 min - też mordęga. Nic nie szło. Zmęczenie całego organizmu. Dowlokłam się do domu, w końcu zjadłam coś ciepłego. Zmodrowana (nie wiadomo czym) długo łamałam się sama z sobą pomiędzy chwilą odpoczynku i nic nie robienia w domu (uuuu, rzadkość!) lub zajęciami jogi. Początkowo spakowałam się... ale zmęczenie wzięło górę. Uwielbiam jogę i wiem jak teraz jest mi potrzebna, ale ciało powiedziało "nie". Nie ma o czym dyskutować.
Czy jutro wszystko wróci do normy i na powrót poczuję power? Zaczyna zżerać mnie stres. Zaczyna brakować mi czasu... a tyle do zrobienia.. a czas... a czas ucieka. Zostało 8 dni na przygotowania.... 8 dni treningów.. a jestem kompletnym żółtodziobem. Żeby tylko nie pożarł mnie strach!
Proszę... żeby noga dała radę, żeby wytrzymała to zwariowane tempo..... czy to spora prośba?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)
W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".
Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.