piątek, 10 kwietnia 2009

10.IV.2009 Les2Alpes Francja - fotoreportaż

Długo, naprawdę długo zastanawiałam się jak opisać nasz tygodniowy wyjazd na narty w boskie Alpy. Czy ma sens pisanie, że było wspaniale, dzień w dzień witało nas na szczytach słońce, śnieg przyjemnie chrupał nam pod butami narciarskimi a humory i nasza narciarska ekipa nie przestawała się śmiać? Przecież to wszystko jest oczywiste!
Zdecydowałam, że cały nasz pobyt, wspaniały czas jaki tam spędziliśmy, wyśmienite trasy (najpiękniejsze jakie dotąd widziałam, a widziałam wiele ;-) ) i radość jaką dał mi wyjazd oraz zrealizowanie mojego najważniejszego celu po operacji - NART najlepiej opiszą nie słowa ale zdjęcia, które ze sobą przywieźliśmy.


nasz hotel - usytuowany na nartostradzie

taki widok witał nas co dzień rano z okna

nic dodać, nic ująć

rano, przed wyjściem na stok



bywało, że wiało ;-) Lodowiec Les2Alpes. Jesteśmy na 3421 m.npm

3400-3600 m npm szczyt lodowca z gładkimi jak stół trasami - po prostu bajka

czasem w mieście i dolinie nie było słońca, po wzbicie się na wysokość
ok 2600 m npm pogoda zmieniała się diametralnie.
Słońce paliło nam policzki i nosy ;-)


cała ekipa na Gracier 3421m npm

czasem wygłupialiśmy się, walczyliśmy na śnieżne kule i tarzaliśmy
w śniegu jak sześciolatki ;-)
Tu na szczycie lodowca w pięknym słońcu.


czy natura nie jest niesamowita?

zjawisko inwersji - jazda ponad chmurami. Widok niedoopisania!

zdarzały się też wypadki. Tu akurat Tomka. Moje tym razem były
na częście mniej widowiskowe.


instastruktura i pomysłowość na stokach we Francji naprawdę
robi wrażenie. Czasem liny wyciągów krzyżowały
się na niebie potrójnie


mmmm.. bywało też romantycznie ;-)

dzień w dzień przy naszej ulubionej knajpce Panoramic, położonej
na wysokości 2600 m npm od godziny 13 do 17 z hakiem
DJ miksował fenomanalne kawałki, nogi same tańczyły.

Non stop impreza!

niektórym było baaaardzo gorąco!

i znów lodowiec!

w trzecim dniu jazdy po długich błaganiach moich współwyjazdowiczów
(dbali o mnie aż za rygorystycznie) wymusiłam swoje i zaatakowałam
najtrudnijszą i najdłuższą czarną trasę w całej okolicy.
Jak sama nazwa wskazuje Le Diable była ooooostra!
Wiele bym dała, żeby to powtórzyć!


ja, narty i wspaniałe poczucie wolności na Le Diable w natarciu!

z ukochaną siostrą :-)

tras do wyboru, do koloru z przeważającym kolorem czerwonym ;-)
To gdzie lecimy?


;-) tak, sporo jest urwisk, szczególnie na lodowcu

wszędzie plusowa temperatura!

ale wieczorami niebo nabierało nieziemskiego wyglądu

czy jeszcze tu wrócę..?

nasz hotelik - widok z miasta


W dniu wyjazdu, kiedy żegnaliśmy się z Alpami, w miasteczku niżej witała nas już wspaniała wiosna. Kwitły kwiaty i drzewa a my podziwialiśmy ogromną tamę i uroczo położoną na wzgórzu ponad nią wioskę. Żyć, nie umierać :-)





1 komentarz:

  1. Cześć Katju wspaniale się jak widzę bawiłaś suber te zdjęcia. Najbardziej cieszę się że Twoje marzenia narty się spełniły. Jestem z Ciebie bardzo bardzo dumna jesteś wspaniałą silną i upartą dziewczyną jaką znam. Wiedziałam że osiągniesz cel

    Pozdrawiam Bożena

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.