poniedziałek, 15 marca 2010

15.III.2010 Time start

/dwupasmówka/

Wracamy ze Śląska. Nieoczekiwanie wyjazd weekendowy przekształcił się w nieco dłuższy. Hm.. po rozmowach z naszym architektem ds inwestycji... jest jakieś światełko w tunelu. Chciałabym bardziej w nie wierzyć!

Gnaty dają mi prawdziwy koncert. Dostaję gratisowy łomot nawet w nocy, podczas snu.... :-( Dawno już tego nie grali..... Cud miód! I to 4dni przed wyjazdem na narty! Wierzyć się nie chce! Każde kilka kroków po dłuższym siedzeniu czy leżeniu jest katorgą i zmaganiem się z łupiącym bólem w okolicy krętarza i moich sławetnych krzyżyków, które rysuję terapeucie na pośladku. Czasem mam już serdecznie dość.1,5 roku walczę z tą cholerną nogą, wydaje się, że już już mam ją w garści, że uległa i grzecznie działa wykonując moje komendy. Ale to wszystko wielka bajka! Ona robi mnie w balona! Najpierw daje się cieszyć i pałać szczęściem, daje nadzieję, wiarę, że przestanie mnie dobijać... a potem.. daje takiego kopniaka w najczulsze miejsce, że zwala mnie z nóg. Dosłownie i w przenośni. Zwala, bo nie wiem już co robić. Heh... narty... powinnam szaleć z radochy że to już za chwilę, a obgryzam paznokcie ze stresu czy nie przyjdzie mi wyć z bezsilności w hotelu kiedy wszyscy inni będą pływać w słońcu po białych stokach?
Na dworze zimno, jedziemy dość szybko, ja nie prowadzę. Mam kołtuny myśli w głowie. Dudniące myśli o biodrze. Zaczynam pałać do niego szczerą nienawiścią. Dlaczego nie możemy się dogadać...? Po tylu przejściach i trudach... czy nie mogłoby na wzór drugiej lewej nogi żyć ze mną w zgodzie...?
Podjęłam decyzję. Na szybko, ale zdecydowanie. Daję sobie - i jej - jeszcze rok.Cały rok. Długi rok pełen pracy i prób pojednania.. rok na to aby - mówiąc bez ogródek - noga przestała boleć.  Jeśli za rok będę w tym samym położeniu, tak samo będę walczyć z bólem zdecydowałam, że pójdę kolejny raz pod skalpel. Nie wiem czyj, nie wiem na jaką metodę się zdecyduję. Czy będzie to kapoplastyka, czy jakaś jej odmiana, czy endoproteza, albo jakiś inny gadżet, ale zdecydowanie pójdę wyciąć tyle ile trzeba z biodra, żeby w końcu żyć bez bólu! Rok. Czyli początek 2011 roku... Choć kiedyś w przypływie podobnej chwili i całkowitej awarii biodra "zaklepałam" sobie termin ewentualnej operacji (wtedy jeszcze byłam tysiąckrotnie pewna, że nigdy to nie nastąpi) we wrześniu tego roku - 2010..... Teraz nie jestem już taka pewna.. może przyjdzie moment, iż będzie trzeba podjąć kluczowe decyzje.. Do jesieni daleko. Czas pokaże czy jest łaskawy, czy popchnie mnie w jakieś nowe miejsce, nową sytuację. Teraz najważniejsze jest abym podołała zaplanowanemu urlopowi. Móc się nim cieszyć.. chciałabym!
Amen.













foto: net

1 komentarz:

  1. Rok to bardzo dużo. Trzymam kciuki za zapanowanie nad nieposłuszną girką :P Może nie trzeba będzie kolejnych gadżetów wstawiać - nie możesz mi robić konkurencji ;P hihihi
    A wyjazd... będzie świetny, nawet z bólem (oczywiście go nie życzę) !!! Adrenalinka zadziała odpowiednio i nacieszysz serce i oczy pięknymi widokami :)

    K.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.