niedziela, 31 stycznia 2010

30.I.2010 Nie ma przebacz!

/mieszkanie/

Moja cierpliwość osiągnęła nieprzekraczalny poziom co zaskutkowało drastycznymi zmianami.Drastycznymi bo dotyczą moich ryb - kolcobrzuchów. Niczemu nie winne małe potworki dostały natychmiastowy nakaz eksmisji. Przyczyna - przeciekające mieszkanie. Ich mieszkanie. Powód - nieznany. Skutki - moje mieszkanie w ruinie!!
No.. może nie aż w takiej ruinie ;-) Ale po kolei. Wracam do domu tuż przed 23.00. Z radochą patrzę na baaardzo gruby świeżo zbindowany skrypt świeżo wydrukowanego e-booka. Nie będę podkreślać jaka byłam napalona, żeby dorwać się do niego i zacząć czytać... Jakieś 300 stron maszynopisu, Times New Roman 12. Robię herbatę o wdzięcznej nazwie Romeo i Juliet. Zerkam na szumiący po cichu laptop - taaak! A co? Myśleliście, że na weekend zostanę bez mojego przyjaciela? ;-) Widzę ok.8 maili, na minimum 4 muszę odpisać... :-/ Ostatnio mam spory mailowstręt... W duchu już cierpię. Ale atmosferę podgrzewa jeszcze ciepła "książka"! Nieco lżejszym krokiem niż przez ostatnie kilka dni - to wynik dzisiejszej zmiany w terapii - podchodzę do akwarium, z zamiarem wyłączenia rybom światła. Jak co dzień kładę je spać. Ale... coś jest nie tak! Szafka na której stoją nurza się w wodzie! I to słonej wodzie! (kolcobrzuchy są rybami morskimi o czym szerzej w poście Dobry dzień.) Szlag by to trafił! Klnę w duchu. Oczyma wyobrazi już widzę samą siebie utytłaną w wodzie dźwigającą ciężkie akwarium, ścierająca szafkę, podłogę... "To się nie dzieje!" - wrzeszczę do siebie. Ale zaraz potem nie muszę już sobie nic wyobrażać. Zginam krzyż i zasuwam. Kończę o 1.50 - w nocy naturalnie. Mam dość. Wszystko boli jak diabli! "Cholerne ryby!" - mówię; a myślę - "złośliwość, zwyczajny pech; zawsze zdarzają mi się takie historie kiedy jestem sama w domu :-( ".
One już śpią. Jak zawsze leżą na kamyczkach i niczym niezmartwione pewnie chrapią o ile pod wodą to możliwe. Farciary!

Ryby nie są zadowolone. Z braku innej opcji zostały osadzone w szklanej kuli. Z 60 litrów słonej wody zrobiło mi się 10. Pewnie narzekają. Nic na to nie poradzę. Ja też narzekam. Jutro pewnie będę cierpieć na ból kręgosłupa. Jestem zła jak osa, bo dziś robiliśmy z moim terapeutą precyzyjna robotę na biodrze, lędźwiowym, szyjnym, czworogłowym, kości krzyżowej... wszystko pewnie zmarnowałam..
Ach....

Skrypt zdążył wystygnąć. On stygł wraz z herbatą - ja się pociłam kursując wte i wewte z wodą, muszlami, grzałkami, oświetleniem, filtrami i innymi bzdetami. Dość! Serio. Mam tego dość. Zdecydowałam, że rozstajemy się z kolcobrzuchami. Będę odwiedzała je co roku na rafie - tzn. ich kuzynów... Te powędrują do innego pięknego akwarium. Postaram się, żeby miały tam lepiej niż u mnie, kto wie, może będą miały szczęście i zamieszkają wśród koralowców? U mnie miały tylko fragment rafy z Bermudów i w egzotyczne muszle. Wiem, że to wyjdzie nam wspólnie na zdrowie.
Amen.














foto: net

**************************************************************

03.46.
Prawie kończę czytać Cooka. Otwierając książkę rzuciłam okiem na skrypt... nie, nie tym razem. Często czytam kilka książek na raz, ale nie dziś. Humor mam skutecznie schrzaniony nocnym bałaganem a czytanie go ma mi sprawić wyłącznie przyjemne niczym nie zabarwione doznania. Z tytułu boleści nad małym potopem a mówiąc prościej - boleści nad własną boleścią (czytaj.: mocno odczuwany łomot prawego biodra) - skupiłam się na butelce czerwonego wina z włoskiej Mezzany. Pusta butelka z głuchym łoskotem trafiła już do kosza, a ja nie mogę zasnąć. Chyba przekroczyłam swój magiczny próg zmęczenia i  pozostaje mi czytać do świtu, albo na siłę próbować ułożyć się w jakiejś embrionalnej pozycji programując sen.
Nie mogąc się zdecydować na żadną z opcji zastosuję obie. Idę z książką do łóżka czytając do oporu, a potem niech się dzieje co chce.


Jutro wraca z zagrabanicy mój chłop ;-)
To dobrze. Może to postawi mnie do pionu i wrócę na w miarę normalne tory.


Oh.. w głowie mała karuzela.. w ustach sucho. Szklanka wody i jazda dalej. Jestem w środku akcji na Isla Francesca! Jack i reszta planują uwolnić bonobo.










































foto: net

1 komentarz:

  1. nie zazdroszczę potopu o 23.. :)
    ja pewnie bym utopiła kolcobrzuchy za taki spisek... :)))))

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.