czwartek, 26 marca 2009

26.III.2009 Pakowanie

/mieszkanie/

Nie wiem czy jest coś co bardziej męczy od pakowania się. To moja najgorsza z najgorszych czynności :-/ Nieee! Jest jeszcze gorsza - rozpakowywanie się!
Eh, muszę to przetrwać jakoś. Choć mimo nieuchronnie zbliżającej się północy ja ciągle jestem w lesie! Z pakowaniem tobołków naturalnie. Ja tu ciągle o pakowaniu a nie wiadomo po co to pakowanie ;-) Oczywiście - pakowanie ma ścisły związek na wyczekiwanym od pół roku wyjazdu w Alpy :-) Tak, tak, jutro o tej porze będę już pędziła gdzieś pewnie niemieckimi autostradami w kierunku Les2Alpes. Nasza podróż będzie dotychczas najdłuższą w życiu, bo spędzimy w samochodach non stop ok. 20-24 godzin. To wydaje się koszmarem. Ale za to nagroda będzie wspaniała! Od najbliższej niedzieli zjazd po zjeździe będę nacieszać oczy tym co bajeczne, monumentalne, niedoopisania... Alpami :-) Bo czy jest coś piękniejszego niż majestatyczne góry, pokryte śniegiem, skąpane w słońcu, nagie szczyty skalne odsłonięte bezlitosnym siekącym wiatrem? Góry, które pamiętają epokę zlodowacenia i zdawać by się mogło przetrwają wszystko...
To brzmi tak pięknie. I pojawia się pytanie.. czy noga sobie poradzi? To pytanie dzwoni w uszach co dnia. Tym razem nie będę zjeżdżać z małych polskich górek, które można ogarnąć wzrokiem i pokonać jednym tchem. Tym razem to już nie test sprawności tylko wielkie wyzwanie i duża sprawa...
W mojej torbie czeka już spakowany ochraniacz na biodra. Dostając go od rodziców musiałam przysiąc, że nie mając go na sobie nie wepnę nart. Profesjonalny, kierowany dla zawodników ma zabezpieczyć moje stawy przed ewentualnymi skutkami upadków. Prawda jest taka, że na nartach upadki zdarzają mi się bardzo, bardzo rzadko. Ostatnie 2 sezony przejeździłam bez "dachowania". Jednak kiedy to już się zdarza.... to nie jest zwykły upadek czy przewrotka ale taki "dzwon", który ukazuje niezliczony zastęp oszałamiających gwiazd. Zwykle taki "dzwon" jest na dużej prędkości i ostrym nachyleniu trasy więc jego echo brzmi dość donośnie. Zwykle, ale nie tym razem. Tym razem będą mniejsze nachylenia i mniejsze prędkości. Musi tak być, choć w tym momencie wydaje mi się to nie do zrealizowania.. ;-) Obiecałam mojemu terapeucie, rodzicom, znajomym, bliskim i samej sobie, że tym razem nie będzie szaleństw. I zamierzam obietnicy dotrzymać.

Jeszcze tylko ubrania, parę gratów, aparat, baterie, trochę tego jest. Na szczęście mam jeszcze jutro pół dnia na dopakowanie reszty. Dziś już dosłownie padam z nóg. Oczy same zamykają się a nogi proszą o zwolnienie z obowiązku podtrzymywania całej reszty. Ręce bolą- w końcu pół dnia pichciły i szykowały posiłki na wyjazd. 8 litrów strogonowa! Kto to zje? Liczę, że będziemy mieli wilczy apetyt.

Siłą rzeczy na tydzień biorę urlop od bloga :-) W Francji nie będziemy mieli internetu, a nawet gdybyśmy mieli zamierzam odciąć się od świata. Dosłownie. Może dla niektórych to co teraz napiszę będzie przykładem oksymoronu, ale: Katja nie bierze ze sobą laptopa! :-) Śmieszne? Hahhaa, ale prawdziwe! Tym samym na pewno aż do 5 a może 6 kwietnia nie pojawi się nic nowego na blogu :-) Ale za to później..! Eh, później rozpłynę się w opisach!

Papapapa!




fotos: net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.