czwartek, 11 grudnia 2008

11.XII.2008. Środek nocy?

/ośrodek rehabilitacji/

6.30 rano. O matko! Środek nocy, o nie! Błagam, dlaczego muszę wstawać??! To jakiś koszmar, dopiero co udało mi się zapaść w głęboki sen :-/ Nie jestem w stanie zwlec się z łóżka, leżąc z telefonem w ręce szybko (na ile to jest możliwe zaspanym umysłem) analizuję sytuację i wymyślam powody, które mogłyby zatrzymać mnie w ciepłym łóżku. Bez sensu. Muszę... wstaję.. Idę jak na skazanie do łazienki, myję zęby, walczę z opadającymi powiekami.
Od jakiegoś czasu co dzień kładę się nie wcześniej niż o 3 w nocy. Nierzadko do 4 walczę sama z sobą o sen. 6.30 rano jest niedorzeczna, nie, nawet nie chcę o tym myśleć. Jest jedna dobra metoda na wstawanie, ona zawsze niezawodnie działa. Ale stosując ją trzeba mieć wspaniałą wyobraźnię i.. chyba być świrem. W ekstremalnych przypadkach, takich jak dziś wstając usilnie wkręcam sobie, że wstaję wcześnie bo wyjeżdżam na narty. Żeby było jasne- tutaj trzeba wspiąć się na wyżyny autokłamstwa! Jednak dobry bajer nie jest zły ;-) Silne utwierdzenie się w powyższym przekonaniu pozwala wygrzebać się z pościeli, nawet ochoczo doczłapać do łazienki czyniąc wszelkie z tym związane powinności. Podstawa: myślisz o nartach, stokach, zmarzniętych policzkach i wspaniałym powietrzu. Rozczarowanie przychodzi kiedy jestem już w ciuchach- ciuchach innych niż te które ubrałabym jadąc na narty.... jasny gwint! Czy ja jestem normalna!? Ok, cel osiągnięty. Wstałam, jestem przytomna, w sumie o to chodziło. A teraz gwoli wyjaśnienia tej chorej aczkolwiek działającej metody - parokrotnie zastosował ją na mnie mój tata w ekstremalnie rannych godzinach wyczuwając, że nic innego pewnie nie da rady zwlec mnie z łóżka. Bilans skutecznego wybudzania: 100%.
Godzina 8 z hakiem, ok, jestem, Ursynów, przychodnia rehabilitacyjna. Wchodzę i od razu widzę minę mojego rehabilitanta. Eh, nie jest dobrze. Przyznałam się do wczorajszych poczynań. Czy dostałam mówiąc kolokwialnie ochrzan? Oczywiście! Po reprymendzie pokazał mi, że naciągnęłam sobie więzadła w kolanie (operowanej nogi), moje sprzątanie "wyszło mi bokiem", widać było jak na dłoni, że od razu gorzej chodzę, etc. Eeehh... Mam wrzucić na luz. Mam zapomnieć o świątecznych porządkach i szarpaniem się z odkurzaczem (na marginesie - zepsułam go wczoraj ;-) ). To samo usłyszałam godzinę później przez telefon od siostry. Dobitnie przypomniała mi, że jestem DOPIERO (a myślałam, że AŻ) dwa miesiące po złamaniu 3 kości! Słowa złamanie, zamiast przecięcie użyła specjalnie, żebym chyba szybciej przyswoiła, że tam w środku wciąż jest jak po burzy. Kości niezrośnięte, tkanki pewnie jeszcze nie do końca odbudowane... Tak, tak, wiem. Wiem, ale wkurza mnie to! Jak długo mam jeszcze tak się z tym bawić!?
Koniec, idę spać, serio. Wiem, że jest południe. No i co z tego? Mam tak rozregulowany zegar biologiczny, że nie ma to dla mnie znaczenia. Chce mi się spać. Spać, spać...


foto by net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.