wtorek, 17 sierpnia 2010

17.VIII.2010 (prawie) wszystko za biodro!

/mieszkanie/

Jest już późno, niby zawsze może być później, ale na mnie dziś zdecydowanie już pora by oddać się w ramiona Morfeusza. Jutro pobudka o 5 z minutami. Tuż po 7 zaczynam zajęcia z moim terapeutą. Szalona? Nie. Zmotywowana. Po kilku dniach udręki i zażyłości z dobrze znanym bólem znowu pojawiło się światełko w tunelu. Dla mnie to nawet nie światełko, tylko gigantyczna raca, która każe wierzyć i ufać mojemu terapeucie bezgranicznie. To co robi, to w jakim kierunku idziemy pokazuje nam, że problem naprawdę nie leży w stawie... a w tkankach i mięśniach! Wiem,wiem, pisałam już o tym... a potem dalej męczyłam się w bólu. Wałkujemy ten temat od zarania dziejów, ale teraz są twarde dowody! I ja - niedowiarek - zaczynam wierzyć. Zaczynam wierzyć, że jest szansa ucieczki spod zaplanowanego skalpela we wrześniu. Od natrętnej kapo.... Jedno jest pewne - przesuwam termin operacji z września na później. Na razie nie wiem ile później, może miesiąc, może dwa.. może na zawsze? Ach! Marzyć można prawda? A wierzyć i mieć nadzieję trzeba zawsze! Na razie próbuję stać twardo na ziemi i nie poddawać się emocjom. Na razie przesuwam termin bo wiem, że potrzebujemy więcej czasu by zmierzyć się z planem i wygrać z tym biodrem. Jeśli jest jakaś szansa na zachowanie własnego stawu - zrobię wiele, naprawdę wiele by go zachować. Celowo mówię wiele - nie wszystko. Nie jestem jeszcze (albo już) na etapie by poświęcić to co kocham najbardziej - narty, nurkowanie.. Jeśli nie dam rady robić rzeczy które mnie pasjonują na TYM biodrze - wtedy bez skrupułów pozbędę się go. Ale póki co - wciąż się siłujemy. Daję mu czas. Jemu i sobie. Nam... Jednak. Na spokojnie, bez szaleństwa. Na razie pełna cierpliwości i wiary idę wykonać kolejną serię ćwiczeń a potem spać by wstać o świcie i wyciskać kolejne krople potu w imię zdrowia i życia bez bólu. Patetycznie prawda? A jakże! Czasem musi być dobitnie!

Po mikro urlopie nad morzem, na którym najpierw wyłam z bólu a potem powoli poskramiałam nieznośną nogę mam dużo energii. Byłam w wielu miejscach. Dojechałam aż pod Kaliningrad. Możliwość pływania z płetwami i zaliczenia kilku nurów w słonej wodzie i w przydrożnych napotkanych  jeziorach ;-) zdaje się  - działać na mnie uskrzydlająco. Ale chyba o to chodzi w życiu! Zwroty i wartkie akcje napędzają motor!
Do dzieła Katja! Masz się o co bić!




























































foto by Katja 2010

1 komentarz:

  1. Miło czytać, że jednak jest możliwość uniknięcia kapo :)
    bardzo się ucieszyłam, jak to przeczytałam :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.