piątek, 16 kwietnia 2010

15.IV.2010 Labrador

/23.30 miasto/

Z radia brzmi:
"Come
As you are
As you were
As I want you to be
As a friend
As a friend
As an old enemy
Take your time
Hurry up
The Choice is your
So don`t be late
Take a rest
As a friend
As an old memorie
memorie
memorie
memorie

Come
Dowsed in mud
Soaked in bleach
As I want you to be
As a trend
As a friend
As an old memorie
Memorie
Memorie
Memorie
..."


przejeżdżam trasą WZ pod zatłoczonym nawet w nocy w ostatnich dniach Starym Miastem.. Podkręcam głośniki. Wychowałam się na Cobain'ie. Wisła w nocy jest piękna. Przyciąga, jej zapach znam doskonale bo wychowałam się nad nią. Co roku jeździłam na nartach wodnych wśród jej niezliczonych wysp i łach. Mijając praski szpital rzucił mi się w oczy widok psa. To duży labrador o jasnym umaszczeniu. Mimo, że jechałam dość szybko wyraźnie widziałam, że psiak mocno kulał na jedną nogę. Skalał przy pasie zieleni w pobliżu drogi. Zelektryzowana wyłapuję jeszcze jego sylwetkę w bocznym lusterku. Zanim podjęłam decyzję zdążyłam już przeciąć Towarową. Nawracam na najbliższych światłach. Pędem kieruję się w przeciwnym kierunku. Objeżdżam sprytnie jednokierunkowymi drogami i parkuję dokładnie w miejscu gdzie jeszcze 2 minuty temu był pies. Serce wali mi jak młotem. Wyobrażam sobie te mądre i zarazem przerażone oczy, to że cierpi, prawdopodobnie nie tylko kuleje ale nie ma łapy. Jestem tego pewna. Chcę go znaleźć, zabrać go do lekarza i pomóc jak tylko się da. Boję się, że ktoś go porzucił, albo potrącił. W biegu zamknęłam samochód i z oczyma dookoła głowy szukam psiaka. Nigdzie go nie widzę! Idę coraz dalej. Ruch jest bardzo mały, dookoła nie ma ludzi.Martwię się coraz mocniej. Smutek ogarnia mnie z minuty na minutę coraz bardziej. Próbuję wyobrazić sobie jak zmieszczę tego wielkiego psiaka w moim małym dwuosobowym samochodzie. Jak przekonam go, żeby wsiadł, żeby był spokojny, żeby wyczuł, że chce mu pomóc? Ogarnia mnie przerażenie. Dochodzę do ciemnej bramy, wewnątrz widzę zapuszczone praskie podwórze. Kiedy mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności z łomoczącym sercem wchodzę w bramę. Na podwórzu znajduję trzy spacerujące psy. Jeden duży i wyglądający dość groźnie, dwa sporo mniejsze kundelki. Nie ma wśród nich "mojego" biedaka. Coraz bardziej panikuję. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie zawróciłam natychmiast, tylko straciłam, te 2-3 minuty. Zrozpaczona wsiadam w samochód. Powoli jeżdżę po okolicy rozglądając się w nadziei. Przyjęłam już do wiadomości, że nie znajdę go, że biedak pewnie błąka się gdzieś samotnie, cierpi i bardzo boi. Mam łzy w oczach. Kiedy zdecydowałam, że nic już nie wskóram i chciałam zawrócić okazało się, że znów znajduję się w jednokierunkowej ulicy i chcąc nie chcąc muszę jechać nią dalej gdzieś w głąb ciemnej Pragi. Szukając drogi i łapiąc orientację w terenie kątem oka zobaczyłam coś beżowego z ogonem!! To on! Mój kulawy pies! Labrador! Zaparkowałam, wyskoczyłam jak oparzona z samochodu pędząc w jego kierunku. Zwolniłam kroku widząc, że nie jestem tutaj sama.Para młodych ludzi spacerowała niedaleko z małym psem na smyczy. Zwolniłam mocno krok obserwując sytuację. Labrador na trzech nogach skakał tuż obok nich. Tak, nie myliłam się, pies nie ma jednej przedniej nogi. Zaczęłam przerabiać scenariusz: A może on nie jest sam i bez opieki? Może ci ludzie są jego opiekunami?
Stoję jak słup soli na środku ulicy i gapię się na psa. Tak! To ich pies! Boże! dziękuję! 
Nie mogę przestać się cieszyć. Tak bardzo, że łzy ściekają mi po policzku. Już nie muszę się bać, psiak ma się dobrze, obrazek na który patrzę uświadamia mi, że ma kochającą rodzinę a nawet małego łaciatego kumpla. Ach, kamień spada mi z serca i niemal słyszę jak dudni pod moimi stopami :-)



2 komentarze:

  1. "Jest tyle ciepła
    W Twym głosie - miła
    Że nawet lodowiec
    Z torbami byś puściła

    Jest tyle wiary
    W Twej duszy - droga
    Że Ocean Spokojny
    Boso przejść byś mogła

    (...)

    Jest tyle miłości
    W Twym sercu - mała
    Że późny listopad
    W lipiec byś zamieniała

    (...)"

    OdpowiedzUsuń
  2. Ot to cała Katja! Katja z ogromnym sercem. Ona nie wie co to znieczulica, ona nie przechodzi obojętnie.

    Gdy miałam z dziesięć lat strasznie chciałam mieć psa. Kiedyś zobaczyłam cocker spaniela na przystanku. Błąkał się wśród ludzi, wśród deszczu mokry od niego, brudny od błota. Byłam pewna, że jest bezpański. Tak mi się go żal zrobiło, że nie mogłam przejść obojętnie. Pobiegłam do domu, wyprosiłam z pozytywnym efektem, rodziców odwiecznych przeciwników psa w domu, abym go przygarnęła. Gdy wróciłam na przystanek, już ktoś z dobrym sercem go przygarnął.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz podzielić się swoim zdaniem, skomentować post lub blog napisz coś od siebie :-)

W polu: "Komentarz jako" rozwiń listę i wybierz "Nazwa" wpisując swój nick albo imię. Jeśli jesteś zarejestrowany/a w Blogerze - wybierz "Konto Google".

Serdecznie zapraszam do komentowania i konwersacji :-)
Katja.